Rozczarowanie mścicielem – recenzja filmu “Daredevil”

wrz 9, 2024 | Sala kinowa

Marvelowscy superbohaterowie. Któż ich nie zna? Wątpliwe, by były wśród nas, miłośników fantastyki, takie osoby, którym nieznani są Spider-man, Batman czy X-man. Hollywoodzkie wytwórnie także zdają sobie sprawę z popularności tych bohaterów i co rusz kręcą ekranizacje komiksów Marvela. Jedną z nich jest „Daredevil” w reżyserii Marka Stevena Johnsona.

Matt Murdock, syn słynnego boksera, w wieku dwunastu lat zostaje oślepiony przez radioaktywne odpady. Niedługo później jest świadkiem śmierci swojego ojca. Utrata wzroku sprawia, że pozostałe zmysły Matta ulegają znacznemu wyostrzeniu. Mijają lata, a Murdock zdobywa pracę jako prawnik. Widząc, jak niesprawiedliwe wyroki zapadają c++zęsto na sądowych salach, po pracy, wieczorami, sam wymierza kary tym, którzy na nie zasługują. Przemierza wówczas ulice Nowego Jorku jako zamaskowany, nie znający strachu Daredevil. Co jednak, gdy rozprawiając się z przestępcami, pewnego razu natknie się na morderców swojego ojca?

„Daredevila” oglądałem już kilka razy i wzbudzał we mnie niezmiennie te same emocje. Przeciętny, amerykański film o superbohaterze, który tak naprawdę nie oferuje widzowi nic, czego nie oferowałyby inne, nakręcone do tej pory ekranizacje marvelowskich komiksów. Ba, na tle takich dzieł jak „Batman” Tima Burtona czy „Spider-Man” Raimi’ego, „Daredevil” wypada blado. Bardzo blado.

Przede wszystkim, wielu fanów komiksu oczekiwało, że „Daredevil” będzie filmem równie mrocznym, jak produkcje o człowieku-nietoperzu. Nic z tych rzeczy. Wprawdzie większość scen, w których Matt Murdock ukazuje swoje ukryte oblicze, ma miejsce pod osłoną nocy, jednak nie uświadczymy tu nastroju takiego jak w „Batmanie”, ani też choćby nutki psychodelii, mimo iż grający Dziesiątkę, Colin Farrell stara się, jak może, by tchnąć w swoją postać pierwiastek obłędu. Tak naprawdę to tylko Farrell, błyszczy wśród obsady – nikt poza nim, włączając w to nawet ++odtwórcę głównej roli, nie stworzył kreacji, która zapadałaby na dłużej w pamięć. Wręcz przeciwnie – Ben Affleck jako Daredevil wypada raczej przeciętnie. Podobnie jest z jego filmową przyjaciółką, Elektrą, graną przez Jennifer Garner, a także z większością aktorów drugoplanowych. Żadna kreacja – poza Dziesiątką Farrella – nie okazuje się niestety godna uwagi.

Efekty specjalne stoją raczej na standardowym poziomie. Twórcy „Daredevila” nie pokazali nic, czego nie widzielibyśmy wcześniej w „Spider-Manie”, „Hulku” czy „Batmanie”. Ot, niezłe komputerowe efekty, kilka ładnych, choć momentami nieco przekombinowanych walk – i nic ponadto. Rozczarowanie to tym większe, iż montaż wspomnianych starć niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia.

Na szczęście, „Daredevil” posiada też jedną bardzo mocną stronę. Jest nią muzyka. Oglądając film, słyszymy przyjemne dla ucha, mocne hardrockowe brzmienia. Są wśród nich utwory takich zespołów jak 12 Stones, Hoobastank, The Calling czy nawet Evanescence. Trudno mieć więc zastrzeżenia do samych utworów, jednak nie brakuje scen, w których łatwo odnieść wrażenie, iż utwory owe zostały do nich wplecione na siłę. Przykładowo, podczas sceny pogrzebu nie trzeba było odtwarzać całego „My Immortal” Evanescence. Zdecydowanie wystarczyłby sam refren, a tak, wydaje się, iż scena zostałaf celowo wydłużona, byle tylko odtworzyć piosenkę w pełnej, nieokrojonej wersji. „Daredevil” stanowi więc dobry dowód na to, iż nawet mając do dyspozycji nieprzeciętny materiał muzyczny, wcale nietrudno jest zmarnować drzemiący w nim potencjał.

Ogólnie rzecz biorąc, zawiodłem się. „Daredevil” zdecydowanie nie jest dobrym filmem. Nie oznacza to jednak, że jest słaby. Jest przeciętny. Bardzo przeciętny. Wszystkich, którzy oczekiwali od niego czegoś więcej niż standardowej historii o marvelowskim superbohaterze, w standardowej oprawie i ze standardowym scenariuszem, po obejrzeniu filmu zapewne spotka zawód. „Daredevil” to obraz, który nie dorównuje takim produkcjom jak choćby „Spider-man” czy „Batman”.

Ocena: 4/10

Tytuł: Daredevil

Tytuł oryginału: Daredevil

Kraj: USA

Data premiery: 2003

Czas projekcji: 104 minuty

Reżyseria: Mark Steven Johnson

Scenariusz: Mark Steven Johnson

Obsada: Ben Affleck, Jennifer Garner, Michael Clarke Duncan, Colin Farrell, Jon Favreau

Recenzja opublikowana pierwotnie w 2007 roku na łamach portalu Bestiariusz.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

1998 rok był dla miłośników komputerowych gier fabularnych rokiem szczególnym. To właśnie wówczas światło dzienne ujrzały "Wrota Baldura" - kultowa gra gatunku, przez wielu nazywana bez ogródek najlepszą grą cRPG w dziejach elektronicznej rozgrywki. Produkcja, która...

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...