Poczwórne rozczarowanie – recenzja filmu “Fantastyczna czwórka – Narodziny Srebrnego Surfera”

wrz 9, 2024 | Sala kinowa

Superbohaterowie nie mają łatwego życia. Nie mogą przejść spokojnie ulicą, bo zaraz oblega ich tłum paparazzi. Nie mogą spokojnie zorganizować własnego ślubu, bo tuż przed powiedzeniem sobie sakramentalnego „tak” okazuje się, że ich miastu grozi katastrofa – a wtedy z ceremonii nici, bo na pierwszy plan wysuwa się ratowanie mieszkańców. Na domiar złego, zawsze grozi im również to, że ich przygody zostaną w fatalny sposób przeniesione na ekrany kin. Właśnie tak rzecz się ma z bohaterami „Fantastycznej Czwórki”.

Surfujący w nudzie

Fabuła drugiej części filmu zaczyna się mniej więcej w tym miejscu, w którym zakończył się wątek znany z pierwszej odsłony. Sue Storm i Reed Richards zamierzają wziąć ślub, tuż po tym, jak wraz z pozostałymi superbohaterami – Johnnym i Benem – pokonują Doktora Dooma. Uroczystość przerywa jednak feralna wiadomość. Ziemia zostaje zaatakowana przez obcą istotę, która sieje spustoszenie na całym globie. Jedynie Sue, Reed, Ben i Johnny są w stanie stawić czoła zagrożeniu. Jednak aby pokonać tajemniczego przeciwnika, będą musieli sprzymierzyć się z… nikczemnym doktorem Doomem, tym samym, który jeszcze niedawno był ich śmiertelnym wrogiem.

Pod względem fabularnym „Narodziny Srebrnego Surfera” prezentują się bardzo słabo, a z całą pewnością znacznie gorzej, aniżeli pierwsza część filmu. Chociaż nie można narzekać na niedobór akcji, to scenariusz pozbawiony jest jakiegokolwiek elementu zaskoczenia. Rozwój wydarzeń jest do bólu przewidywalny, w związku z czym z minuty na minutę coraz trudniej oprzeć się znużeniu, a z czasem – mimo że film nie należy do długich – zaczyna się nerwowo spoglądać na zegarek, w nadziei na jak najszybsze pojawienie się napisów końcowych. Całości dopełniają sztuczne, infantylne dialogi. Szczególnie drażniące są w tym względzie relacje zachodzące pomiędzy Reedem a Sue. Toczące się między nimi dyskusje, a także wzajemne uszczypliwości, przepełnione są banałami oraz prostym humorem, w sam raz dla widzów uczęszczających do szkoły podstawowej.

Pewne zalety są

„Narodziny Srebrnego Surfera” mają, rzecz jasna, pewne zalety. Z pewnością należą do nich efekty specjalne, których jednak – biorąc pod uwagę fakt, iż jest to kino science-fiction i w dodatku ekranizacja komiksu – bardzo poskąpiono. Tym niemniej, ich wykonanie nie budzi zastrzeżeń, a jednym z niewielu obrazów, które pamięta się w kilka godzin po zakończeniu projekcji, jest pięknie animowany, tytułowy Srebrny Surfer.

Szkopuł w tym, że wszelkie pozostałe elementy obrazu stoją, bądź na wyjątkowo niskim poziomie, bądź też są zupełnie przeciętne. Tak jest chociażby z muzyką, która pobrzmiewa w tle, nieźle wkomponowując się w poszczególne sceny, ale żaden z utworów nie prezentuje się na tyle dobrze, by zachęcił do sięgnięcie po ścieżkę dźwiękową.

Krótko, skromnie i nie na temat

Podobnie rzecz się ma z aktorstwem. Poszczególni członkowie obsady nie spisują się źle, jednak żadna z kreacji nie jest na tyle przekonująca, by trwale zapisała się w pamięci widza. Zupełnie przyzwoicie wypadł Ioan Gruffudd w roli Reeda Richardsa, jednak jego filmowa narzeczona, w którą wcieliła się Jessica Alba, zaprezentowała się bez przekonania, a uroda jej odtwórczyni to jedyny pozytyw, jaki da się zapisać na konto tej postaci. Pozostali aktorzy, włącznie z tymi odpowiedzialnymi za kluczowe role, niczym nie zachwycają, zaś szczególnie negatywnie na ich tle wybija się Julian McMahon w roli Victora von Dooma. Występ w „Narodzinach Mrocznego Surfera” może z pewnością zaliczyć do nieudanych, gdyż filmowy czarny charakter w jego wydaniu jest postacią mało charyzmatyczną, by nie rzec – bezpłciową.

Druga odsłona „Fantastycznej Czwórki” rozczarowuje w jeszcze większym stopniu niż część pierwsza. O ile poprzedni film Tima Story’ego, mimo wszystkich swoich wad, był w stanie w jakiś sposób zainteresować widza, o tyle „Narodziny Srebrnego Surfera” nie posiadają tego atutu. Jedyną zaś naprawdę istotną zaletą obrazu jest jego czas projekcji. Dzięki temu, że film jest krótki, po dobrnięciu do napisów końcowych nie ma się wyrzutów sumienia, że poświęciło mu się nazbyt duży urywek ze swojego życiorysu.

Ocena: 2/10

Tytuł: Fantastyczna Czwórka – Narodziny Srebrnego Surfera

Tytuł oryginału: Fantastic Four – Rise of the Silver Surfer

Kraj: USA

Data premiery: 2007-06-12 (świat), 2007-06-15 (Polska)

Czas projekcji: 91 minut

Reżyseria: Tim Story

Scenariusz: Don Payne, Mark Frost

Obsada: Ioan Gruffudd, Jessica Alba, Chris Evans, Michael Chiklis, Julian McMahon

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie w 2008 roku na łamach portalu Bestiariusz.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

1998 rok był dla miłośników komputerowych gier fabularnych rokiem szczególnym. To właśnie wówczas światło dzienne ujrzały "Wrota Baldura" - kultowa gra gatunku, przez wielu nazywana bez ogródek najlepszą grą cRPG w dziejach elektronicznej rozgrywki. Produkcja, która...

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...