Solidnie, choć schematycznie – recenzja filmu “Obecność”

wrz 12, 2024 | Sala kinowa

Horror uchodzi za bardzo wyeksploatowany gatunek. Pisarze czy filmowcy, którzy chcieliby w jego obrębie zaproponować coś świeżego i oryginalnego, nie mają łatwego zadania. Czasem jednak, aby zyskać przychylność widzów i poklask wśród krytyki, wystarczy stworzyć solidny, dobry od strony czysto rzemieślniczej utwór, czerpiący z najlepszych wzorców danej konwencji. Dokładnie tak, jak uczynił to James Wan z “Obecnością”.

O tym, że malezyjski reżyser umie straszyć, mogliśmy przekonać się już niejeden raz. To właśnie on nakręcił w 2003 roku pierwszą i zdecydowanie najlepszą odsłonę cyklu “Piła”. Spod jego ręki wyszedł dobry, choć niedoceniony “Naznaczony”. W kilku innych filmach grozy pełnił rolę producenta, bądź scenarzysty. Romans Jamesa Wana z horrorem trwa – i patrząc na jego owoce, należałoby liczyć, by trwał jak najdłużej.

To, co tym razem Wan nam proponuje, to w gruncie rzeczy dość standardowa historia o nawiedzonym domu. Duchów zamieszkujących stare, od dawna nie zamieszkiwane domostwa i nękające swą – nomen omen – obecnością nowych lokatorów, widzieliśmy już setki i nie można powiedzieć, by te, które poznamy tym razem, były w jakikolwiek sposób wyjątkowe. Początek jest dość typowy. Widzimy zwyczajną, amerykańską rodzinę, wprowadzającą się do “domu z przeszłością”, w nadziei, że na spokojne i szczęśliwe życie w nowym lokum. Szybko okazuje się, że nie będzie im to dane: pierwsze niepokojące zjawiska dostrzegają córki państwa Warrenów, ale nie mija wiele czasu, gdy i oni spostrzegą się, że w ich domu dzieją się dziwne rzeczy. Zdeterminowani, by położyć temu kres, sięgają po pomoc dwojga popularnych badaczy zjawisk paranormalnych – Lorraine i Ed Warrenów. Wkrótce specjaliści od nawiedzeń odwiedzają rodzinę Perronów. Nie przypuszczają jednak, że będzie to jedna z najtrudniejszych spraw w ich dotychczasowej karierze. Dodatkowego smaczku całej historii dodaje fakt, że jest ona – jak reklamują producenci – oparta na faktach, co oznacza tyle, iż państwo Warrenowie, istotnie specjalizujący się w tematach opętań i nawiedzeń, w rzeczywistości zmagali się niegdyś z problemem trapiących Perronów.

Akcja “Obecności” rozwija się niespiesznie, dając widzowi czas na zaznajomienie się z bohaterami i – przynajmniej częściowo – historią miejsca, które nieszczęśliwie wybrali na swój nowy dom. Sceny te przeplatane są obrazami z wykładów Warrenów, w trakcie których kilkakrotnie zaznaczają oni, iż większości domniemanych opętań i nawiedzeń da się wytłumaczyć racjonalnie, gdyż wynikają one z podświadomych lęków czy psychicznych zaburzeń, nie zaś faktycznego działania demonicznych sił. Po przybyciu do domu Perronów, będą musieli szybko zrewidować te poglądy.

Jednym z największych atutów “Obecności” są liczne nawiązania do kultowych dzieł gatunku i ukłony w kierunku twórców, których wizje wyprzedziły Wana o kilkadziesiąt lat. Scena z gołębiami natychmiastowo przywodzi na myśl “Ptaki” Hitchocka, a widz będący za pan brat z horrorem, odnajdzie tu szereg charakterystycznych motywów i nawiązań do kultowych dzieł gatunku. Zarówno charakteryzjacja aktorów, jak i zabiegi czysto techniczne, w rodzaju specyficznych zoomów, przywodzą na myśl obrazy sprzed kilku dekad, które większość współczesnych widzów zna jedynie z wypożyczalni kaset VHS. James Wan w żadnym momencie nie przekracza jednak granicy banału: choć zapożyczeń i nawiązań jest tu mnóstwo, widz ani na chwilę nie traci z uwagi opowiadanej tu historii.

James Wan to przede wszystkim zdolny rzemieślnik, co udowadniał już dotąd wielokrotnie, i czego kolejny dowód daje w “Obecności”. Malezyjski reżyser doskonale wie, jak wykorzystać dość standardowe metody straszenia (jump sceny, głośniejsze wstawki dźwiękowe, pojawiająca się ni stąd ni zowąd przed kamerą upiorna facjata) w taki sposób, by wywołały one należyty efekt nawet u widza, który widział wcześniej podobne rozwiązania już dziesiątki razy. Nie bez znaczenia jest także muzyka, skomponowana przez Josepha Bisharę: może nie na miarę Oscara, ale zdecydowanie spełniająca swoją rolę.

Zupełnie dobrze poradzili sobie również aktorzy. Po seansie “Obecności” wprawdzie nikt raczej nie stanie się nagle zagorzałym fanem żadnego z członków obsady, niemniej odtwórcy najwazniejszych ról poradzili sobie ze swoimi zadaniami nadzwyczaj dobrze. Nie będzie przekłamaniem stwierdzenie, że najlepiej spisała się jej żeńska część. Vera Farmiga jako Lorraine Warren, z każdą chwilą coraz bardziej przekonująca się o demonicznej naturze sił, z którymi się zmaga, wypada nad wyraz przekonująco, co zresztą dotyczy także Lili Taylor jako Carolyn Peron. Wśród mężczyzn wybija się natomiast Ron Livingston: nie tylko ze względu na swoją nietypową, przywodzącą na myśl lata 70-te charakteryzację, ale i samą grę: jako bezradna, choć gotowa do poświęceń głowa rodziny, sprawdza się nader wiarygodnie.

“Obecność” nie jest filmem przełomowym. Nie ma wątpliwości, że za dziesięć czy piętnaście lat mało kto będzie o nim pamiętał. Niemniej, grzechem byłoby nie docenić kunsztu Jamesa Wana, który choć przedstawił nam dość prostą, czerpiącą garściami z klasyki gatunku historię, to jednak sięgnął w tej materii po najlepsze wzorce, proponując widzom wszystko to, co tak bardzo pociągało ich w historiach o duchach przed kilkoma dekadami. Za ten swoisty hołd w stronę mistrzów konwencji, co więcej – hołd zupełnie udany – James Wan zasługuje, by obejrzeć jego najnowsze dzieło na dużym ekranie.Horror uchodzi za bardzo wyeksploatowany gatunek. Pisarze czy filmowcy, którzy chcieliby w jego obrębie zaproponować coś świeżego i oryginalnego, nie mają łatwego zadania. Czasem jednak, aby zyskać przychylność widzów i poklask wśród krytyki, wystarczy stworzyć solidny, dobry od strony czysto rzemieślniczej utwór, czerpiący z najlepszych wzorców danej konwencji. Dokładnie tak, jak uczynił to James Wan z “Obecnością”.

O tym, że malezyjski reżyser umie straszyć, mogliśmy przekonać się już niejeden raz. To właśnie on nakręcił w 2003 roku pierwszą i zdecydowanie najlepszą odsłonę cyklu “Piła”. Spod jego ręki wyszedł dobry, choć niedoceniony “Naznaczony”. W kilku innych filmach grozy pełnił rolę producenta, bądź scenarzysty. Romans Jamesa Wana z horrorem trwa – i patrząc na jego owoce, należałoby liczyć, by trwał jak najdłużej.

To, co tym razem Wan nam proponuje, to w gruncie rzeczy dość standardowa historia o nawiedzonym domu. Duchów zamieszkujących stare, od dawna nie zamieszkiwane domostwa i nękające swą – nomen omen – obecnością nowych lokatorów, widzieliśmy już setki i nie można powiedzieć, by te, które poznamy tym razem, były w jakikolwiek sposób wyjątkowe. Początek jest dość typowy. Widzimy zwyczajną, amerykańską rodzinę, wprowadzającą się do “domu z przeszłością”, w nadziei, że na spokojne i szczęśliwe życie w nowym lokum. Szybko okazuje się, że nie będzie im to dane: pierwsze niepokojące zjawiska dostrzegają córki państwa Warrenów, ale nie mija wiele czasu, gdy i oni spostrzegą się, że w ich domu dzieją się dziwne rzeczy. Zdeterminowani, by położyć temu kres, sięgają po pomoc dwojga popularnych badaczy zjawisk paranormalnych – Lorraine i Ed Warrenów. Wkrótce specjaliści od nawiedzeń odwiedzają rodzinę Perronów. Nie przypuszczają jednak, że będzie to jedna z najtrudniejszych spraw w ich dotychczasowej karierze. Dodatkowego smaczku całej historii dodaje fakt, że jest ona – jak reklamują producenci – oparta na faktach, co oznacza tyle, iż państwo Warrenowie, istotnie specjalizujący się w tematach opętań i nawiedzeń, w rzeczywistości zmagali się niegdyś z problemem trapiących Perronów.

Akcja “Obecności” rozwija się niespiesznie, dając widzowi czas na zaznajomienie się z bohaterami i – przynajmniej częściowo – historią miejsca, które nieszczęśliwie wybrali na swój nowy dom. Sceny te przeplatane są obrazami z wykładów Warrenów, w trakcie których kilkakrotnie zaznaczają oni, iż większości domniemanych opętań i nawiedzeń da się wytłumaczyć racjonalnie, gdyż wynikają one z podświadomych lęków czy psychicznych zaburzeń, nie zaś faktycznego działania demonicznych sił. Po przybyciu do domu Perronów, będą musieli szybko zrewidować te poglądy.

Jednym z największych atutów “Obecności” są liczne nawiązania do kultowych dzieł gatunku i ukłony w kierunku twórców, których wizje wyprzedziły Wana o kilkadziesiąt lat. Scena z gołębiami natychmiastowo przywodzi na myśl “Ptaki” Hitchocka, a widz będący za pan brat z horrorem, odnajdzie tu szereg charakterystycznych motywów i nawiązań do kultowych dzieł gatunku. Zarówno charakteryzjacja aktorów, jak i zabiegi czysto techniczne, w rodzaju specyficznych zoomów, przywodzą na myśl obrazy sprzed kilku dekad, które większość współczesnych widzów zna jedynie z wypożyczalni kaset VHS. James Wan w żadnym momencie nie przekracza jednak granicy banału: choć zapożyczeń i nawiązań jest tu mnóstwo, widz ani na chwilę nie traci z uwagi opowiadanej tu historii.

James Wan to przede wszystkim zdolny rzemieślnik, co udowadniał już dotąd wielokrotnie, i czego kolejny dowód daje w “Obecności”. Malezyjski reżyser doskonale wie, jak wykorzystać dość standardowe metody straszenia (jump sceny, głośniejsze wstawki dźwiękowe, pojawiająca się ni stąd ni zowąd przed kamerą upiorna facjata) w taki sposób, by wywołały one należyty efekt nawet u widza, który widział wcześniej podobne rozwiązania już dziesiątki razy. Nie bez znaczenia jest także muzyka, skomponowana przez Josepha Bisharę: może nie na miarę Oscara, ale zdecydowanie spełniająca swoją rolę.

Zupełnie dobrze poradzili sobie również aktorzy. Po seansie “Obecności” wprawdzie nikt raczej nie stanie się nagle zagorzałym fanem żadnego z członków obsady, niemniej odtwórcy najwazniejszych ról poradzili sobie ze swoimi zadaniami nadzwyczaj dobrze. Nie będzie przekłamaniem stwierdzenie, że najlepiej spisała się jej żeńska część. Vera Farmiga jako Lorraine Warren, z każdą chwilą coraz bardziej przekonująca się o demonicznej naturze sił, z którymi się zmaga, wypada nad wyraz przekonująco, co zresztą dotyczy także Lili Taylor jako Carolyn Peron. Wśród mężczyzn wybija się natomiast Ron Livingston: nie tylko ze względu na swoją nietypową, przywodzącą na myśl lata 70-te charakteryzację, ale i samą grę: jako bezradna, choć gotowa do poświęceń głowa rodziny, sprawdza się nader wiarygodnie.

“Obecność” nie jest filmem przełomowym. Nie ma wątpliwości, że za dziesięć czy piętnaście lat mało kto będzie o nim pamiętał. Niemniej, grzechem byłoby nie docenić kunsztu Jamesa Wana, który choć przedstawił nam dość prostą, czerpiącą garściami z klasyki gatunku historię, to jednak sięgnął w tej materii po najlepsze wzorce, proponując widzom wszystko to, co tak bardzo pociągało ich w historiach o duchach przed kilkoma dekadami. Za ten swoisty hołd w stronę mistrzów konwencji, co więcej – hołd zupełnie udany – James Wan zasługuje, by obejrzeć jego najnowsze dzieło na dużym ekranie.

Ocena: 7/10

Tytuł: Obecność

Tytuł oryginału: The Conjuring

Kraj: USA

Data premiery: 2013

Czas projekcji: 112minut

Reżyseria: James Wan

Scenariusz: Chad Hayes, Carey W. Hayes

Obsada: Vera Farmiga, Patrick Wilson, Lili Taylor, Ron Livingston, Shanley Caswell

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 20 sierpnia 2013 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

1998 rok był dla miłośników komputerowych gier fabularnych rokiem szczególnym. To właśnie wówczas światło dzienne ujrzały "Wrota Baldura" - kultowa gra gatunku, przez wielu nazywana bez ogródek najlepszą grą cRPG w dziejach elektronicznej rozgrywki. Produkcja, która...

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...