Na bezrybiu i rak ryba – recenzja gry “Guilty Gear XX – Reload”

wrz 13, 2024 | Pokój gier

Ostatnie lata są dla miłośników komputerowych bijatyk wyjątkowo nieurodzajne. O ile w latatach dziewięćdziesiątych na blaszaka ukazywały się takie tytuły jak “Mortal Kombat”, “Street Fighter” czy “Virtua Fighter”, o tyle po wejściu w dwudziesty pierwszy wiek praktycznie zaprzestano tworzyć tego typu gry. Tymczasem konsolowe bijatyki mają się doskonale, patrząc na coraz to kolejne części “Tekkena” czy “Dead or Alive”. Jednym z nielicznych wyjątków jest “Guilty Gear XX – Reload”, której, w myśl zasady “na bezrybiu i rak ryba” zdecydowałem się dać szansę przed kilkoma dniami.

Akcja gry toczy się w dwudziestym drugim stuleciu. Człowiek potrafi już powoływać do życia stworzenia będące efektem kombinacji ludzkiego i zwierzęcego DNA. Mutanty, zwane Gears, cechują się niezwykłą wręcz siłą i wytrzymałością. Wojsko nauczyło je walczyć, wyposażyło w broń i zamierzało stworzyć superarmię. Jak to jednak zwykle bywa, mutanty postanowiły się zbuntować. Sieją teraz na ziemi spustoszenie, niszcząc planetę i stając się poważnym zagrożeniem dla cywilizacji. Ludzkość postanowiła więc naprędce zorganizować turniej walki. Zwycięzcy stworzą drużynę perfekcyjnie wyszkolonych wojowników, których zadaniem będzie później pokonanie Gears oraz (skąd my to znamy?) uratowanie świata przed zagładą.

Instalacja przebiegła bez zarzutu. Obyło się bez atrakcji w stylu błędów czy brakujących plików. Po zainstalowaniu spotkało mnie pierwsze zaskoczenie. Nie można było pominąć intra, które stanowiło swojego rodzaju prezentację bohaterów gry. Naciśnięcie klawisza Esc, miast pominięcia filmiku, powodowało wyłączenie gry i wyjście do Windowsa. Pomyślałem sobie – może to tylko jakiś falstart. Uruchomiłem więc grę ponownie, postanawiając obejrzeć całe intro oraz wszystkie reklamy producentów.

Tym razem gra nie wyszła do Windowsa i po chwili moim oczom ukazało się menu, jakże standardowe dla tego typu gier! Sterowanie – jak można było się spodziewać po tytule skonwertowanym z innych platform, było dość nietypowe. Postacią poruszało się za pomocą standardowych klawiszy WSAD, natomiast rozmaite ciosy, kopnięcia, bloki i zasłony wykonywało się przy pomocy klawiszy znajdujących się w bezpośrednim pobliżu przycisku Enter. Można było to, rzecz jasna, skonfigurować, można było też podłączyć pada i nie martwić się tego typu drobiazgami – postanowiłem jednak, że spróbuję przyzwyczaić się do tego dziwnego, bądź co bądź, sterowania.

Okazało się, że nie jest tak źle. Już po kilku walkach sterowanie stało się dla mnie intuicyjne i nie sprawiało żadnego problemu. Wcześniej jednak zapoznałem się z dostępnymi trybami gry. Poza standardowym arcade, w którym wybieramy jedną z dostępnych kilkunastu postaci i pokonujemy nią coraz to kolejnych przeciwników, w ręce graczy oddano tryb survival, w którym to przyjdzie nam się zmierzyć z tysiącem następujących po sobie walk, bez regeneracji punktów życia. W trybie “mission” natomiast gracz ma za zadanie pokonywać wrogów w specyficzny, narzucony przez grę sposób, na przykład wykonując konkretne techniki. Oprócz tego mamy tutaj tryb story, w trakcie którego przechodząc przez kolejne starcia poznajemy realia, w których toczy się gra. Co ciekawe, dla każdej z dostępnych postaci zostało przygotowane osobne, zupełnie inne zakończenie. Rzecz jasna, z myślą o początkujących graczach twórcy przygotowali także trening, w którym można oswoić się ze sterowaniem bądź ćwiczyć poszczególne techniki i combosy. Ciekawostką jest, że za ukończenie każdego z trybów gry gracz otrzymuje nagrody, jak na przykład odblokowanie ukrytych postaci bądź grafik koncepcyjnych, ulokowanych w specjalnej galerii.

Walka w “Guilty Gear XX” stoi na bardzo wysokim poziomie. Standardowo, aby zwyciężyć w całym pojedynku, należy pokonać przeciwnika w dwóch rundach. A można to uczynić na najróżniejsze sposoby. Gra oferuje całą gamę ciosów, chwytów, kopnięć oraz combosów. Jakby tego było mało, każdy z dostępnych bohaterów posiada indywidualne, dostępne tylko dla siebie techniki bądź atuty – a to jeden ma miecz, inna potrafi biczować warkoczem włosów, jeszcze inni parają się czymś na kształt magii. Co ciekawe, niektóre moce można wyzwalać dopiero po naładowaniu pewnego wskaźnika. Jak łatwo się domyślić, wskaźnik ładuje się w zależności, jak intensywnie obijamy przeciwnika, oraz jak efektowne jest dane starcie.

Osobny akapit wypadałoby poświęcić oprawie technicznej gry. Otóż, grafika prezentuje się dość przeciętnie. Dość wspomnieć, że jest dwuwymiarowa i rysowana jak w kreskówce. Postaci są oczywiście typowe dla anime, nie obyło się więc bez skośnych oczu i powtarzanych w nieskończoność przeciągłych okrzyków, które bohaterowie (a zwłaszcza bohaterki) wydają z siebie przy kolejnym wykonywaniu tych samych technik. Generalnie jednak usterki graficzne, nie sprawiają większych problemów w trakcie rozgrywki, gdyż zwyczajnie nie ma czasu na zgłębianie się w tego typu detale. Nieźle za to prezentują się efekty specjalne, na przykład w sytuacjach, gdy wymierzane przez bohaterów ciosy sięgają swoich celów. Jeśli zaś chodzi o muzykę – jest ona bardzo szybka i dynamiczna, idealnie pasująca do gry. Większość z wykorzystanych tu utworów to rock oraz metal, więc twórcy nie tylko świetnie dobrali je pod tempo i charakter gry, ale też bezbłędnie trafili w mój gust.

“Guilty Gear XX – Reload” to, wbrew potencjalnym obawom, bardzo dobra bijatyka, na którą winni skusić się wszyscy zagorzali miłośnicy komputerowych gier tego typu. Nie umywa się wprawdzie do dzieł takich jak stary, dobry “Mortal Kombat”, czy święcący tryumfy na konsolach “Tekken”, jednak zastanówmy się – kiedy ostatnio mieliśmy na peceta porządne mordobicie? No właśnie. Wielu z nas nie pamięta już tamtych czasów. Dlatego też “Guilty Gear XX – Reload” jest tak godny uwagi.

Ocena: 6/10

Tytuł: Guilty Gear XX – Reload
Tytuł oryginału: Guilty Gear X2 # Reload
Producent: Arc System Works
Wydawca: Majesco
Język: angielski
Gatunek: bijatyka
Data premiery: 2004-09-14 (świat)
Wymagania minimalne: procesor 800MHz, 128MB RAM, grafika z 64MB akceleratorem, 700MB HDD
Wymagania zalecane: procesor 1GHz, 256MB RAM, grafika z 64MB akceleratorem, 700MB HDD

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz w 2010 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

1998 rok był dla miłośników komputerowych gier fabularnych rokiem szczególnym. To właśnie wówczas światło dzienne ujrzały "Wrota Baldura" - kultowa gra gatunku, przez wielu nazywana bez ogródek najlepszą grą cRPG w dziejach elektronicznej rozgrywki. Produkcja, która...

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...