Rude jest piękne – recenzja filmu “Merida Waleczna”

wrz 15, 2024 | Sala kinowa

W życiu niemal każdego dziecka przychodzi taki moment, w którym postanawia ono wziąć sprawy we własne ręce i samemu pokierować własnym losem, nie oglądając się na innych, a w szczególności na prawiących morały i tkwiących w obrębie archaicznych konwenansów rodziców. Podobne motywacje kierują Meridą, bohaterką najnowszego filmu animowanego studia Pixar, który kilka dni temu zagościł na ekranach polskich kin.

Rzecz dzieje się dawno temu w dzikich i górzystych regionach Szkocji. Merida jest dorastającą córką króla Fergusa i królowej Elinor. Zgodnie z wielowiekową tradycją, następczyni tronu powinna wkrótce wybrać przyszłego małżonka spośród kandydatów zaproponowanych przez przedstawicieli najznakomitszych rodów w kraju. Dziewczynka jednak ani myśli hołdować starym zwyczajom i postanawia nie wychodzić za mąż. Górskie wędrówki, długie rajdy na grzbiecie ukochanego wierzchowca i łucznictwo przedkłada nad pradawne reguły i dworską etykietę. Decyzja Meridy sprawia, że nad królestwem zawisa widmo wojny domowej. Chcąc naprawić wyrządzone szkody, ale i przekonać nieprzejednaną matkę do swoich racji, zwraca się o pomoc do tajemniczej, parającej się magią staruszki. Kiedy jednak rzucone przez nią zaklęcie okazuje się tragiczną klątwą i Elinor zamienia się w niedźwiedzia, Merida nie ustaje w staraniach, by cofnąć efekt czaru.

„Merida Waleczna”, jak przystało na animację ze studia Pixar, to film stanowiący nie tylko przyjemną rozrywkę dla całej rodziny, ale i niosący konkretne przesłania. Z najnowszej produkcji Marka Andrewsa i Brendy Chapman wywnioskować można przede wszystkim, iż w życiu nie popłaca egoizm, a sztuka zawierania kompromisów jest jedną z najcenniejszych, jaką człowiek może posiąść. Młoda bohaterka, nieprzejednana, sięga po pomoc nieznajomej, nie licząc się z możliwymi konsekwencjami swojego czynu, a gdy zdaje sobie sprawę, do czego doprowadziła, jest już za późno. I chociaż Merida również posiada swoje racje, to w obliczu groźby utrwalenia się klątwy, muszą one zejść na dalszy plan. „Merida Waleczna” pokazuje dobitnie, że kategoryczny bunt nie zawsze jest najlepszą metodą wprowadzania ich w życie.

Nie należy też, wbrew opiniom rozpowszechnionym w Sieci, odczytywać „Meridy Walecznej” w charakterze skierowanego do młodego odbiorcy feministycznego manifestu. Wprawdzie bohaterka filmu jest pewną siebie, dążącą do niezależności i prawa decydowania o własnym losie młodą kobietą, jednak ten, kto waha się, czy pójść na „Meridę Waleczną”, w obawie przed nachalną propagandą, niczego podobnego nie uświadczy. Mało tego. Opowiedziana w filmie historia może zostać zinterpretowana wręcz odwrotnie – wystarczy bowiem przyjrzeć się czarownicy, do której główna bohaterka udaje się z prośbą o pomoc. Żyjąca w odosobnieniu, negatywnie nastawiona do otaczającej rzeczywistości, znajdująca satysfakcję w burzeniu odwiecznego ładu, a współpraca z nią zaprowadza Meridę na skraj katastrofy.

Wspomniana staruszka, jakkolwiek jest jedną z najbardziej intrygujących postaci w filmie, pojawia się jednak zaledwie w kilku scenach, by nagle zniknąć i nie pojawić się aż po napisy końcowe. Potencjał tkwiący w postaci złej czarownicy nie został w pełni wykorzystany. Na szczęście, nie można tego powiedzieć o pozostałych bohaterach drugoplanowych. Niemal każdy z nich wprowadza do scenariusza coś godnego uwagi, począwszy od zabawnych adoratorów głównej bohaterki, jej młodszych, uwielbiających psoty braci, aż po samego króla, który, w przeciwieństwie do swojej małżonki, jest nader porywczy i impulsywny, dając częste dowody swojego nieokrzesania.

Biorąc pod uwagę, że „Merida Waleczna” jest dziełem studia Pixar, odpowiedzialnego między innymi za animację w takich filmach jak „Shrek” czy „Gdzie jest Nemo”, poziom oprawy wizualnej był jedną z tych kwestii, co do których fani wyczekujący premiery filmu mogli być najbardziej spokojni. Istotnie bowiem „Merida Waleczna” stanowi swoistą ucztę dla oczu. Ostatnim razem równie piękną i malowniczą Szkocję można było oglądać w kinach, kiedy wyświetlano w nich w „Braveheart’a” z Melem Gibsonem. Na osobną uwagę zasługuje zaś fryzura Meridy – równie pięknych, marchewkoworudych włosów próżno szukać w jakimkolwiek, powstałym dotąd animowanym filmie. Ich widok, zwłaszcza w scenie, w której główna bohaterka mknie przez las na swoim wierzchowcu, z pewnością zrobi imponujące wrażenie na niejednym widzu, który zdecyduje się zobaczyć film na wielkim ekranie. Jakiekolwiek zaś błędy czy usterki w animacji można zliczyć na palcach jednej dłoni.

Na szczególne wyrazy uznania zasługuje przygotowanie polskiego dubbingu. Aktorzy, którzy udzielili głosu poszczególnym postaciom, stanęli bez wyjątku na wysokości zadania. Szczególnie pochwalić należy Dominikę Kluźniak, której głosem przemawia do widza główna bohaterka. Rewelacyjnie spisał się także Andrzej Grabowski, którego charakterystyczny głos idealnie pasował do postaci króla Fergusa. Na uwagę zasługują także dobrze zaśpiewane partie wokalne, zarówno w wykonaniu Grabowskiego, jak również Anity Lipnickiej, która udziałem w „Meridzie Walecznej” dała niezwykły piosenkarski popis. Z pewnością niejeden widz opuszczając salę kinową skieruje swoje kroki do salonu z multimediami, by zaopatrzyć się w ścieżkę dźwiękową z filmu.

„Merida Waleczna” jest jednym z ciekawszych filmów animowanych, jakie pojawiły się w ostatnim czasie na ekranach polskich kin. Nowe dzieło panów z Pixar to dobra propozycja na rodzinną wycieczkę do kina, zwłaszcza gdy w naszej familii znajdują się pociechy w wieku wczesnoszkolnym. Warto mieć to na uwadze, gdyż przedszkolaki mogą mieć problemy z przebrnięciem przez kilka mrocznych scen, od których nawet niejednemu starszemu dziecku włos zjeży się na głowie. Historia tu opowiedziana jest prosta i nieskomplikowana, choć wciągająca i wzbogacona o kilka ważnych morałów. Zawiodą się więc ci, którzy oczekiwali epickiej i wzniosłej opowieści w klimatach fantasy. Jednak idąc do kina z zamiarem otrzymania niewymagającej, ale pasjonującej rozrywki, nie sposób doznać rozczarowania.

Ocena: 7/10

Tytuł: Merida Waleczna

Tytuł oryginału: Brave

Kraj: USA

Data premiery: 2012

Czas projekcji: 90 minut

Reżyseria: Mark Andrew, Brenda Chapman

Scenariusz: Brenda Chapman, Irene Mecchi

Obsada: Kelly McDonald, Billy Connolly, Emma Thompson, Julie Walters, Robbie Coltrane

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 20 września 2012 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

1998 rok był dla miłośników komputerowych gier fabularnych rokiem szczególnym. To właśnie wówczas światło dzienne ujrzały "Wrota Baldura" - kultowa gra gatunku, przez wielu nazywana bez ogródek najlepszą grą cRPG w dziejach elektronicznej rozgrywki. Produkcja, która...

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...