O tym, jak bardzo nieudane były ostatnie odsłony cyklu “Armia Boga”, najlepiej niech świadczy fakt, iż niżej podpisany bronił się rękami i nogami, by wreszcie sięgnąć po przedostatnią, czwartą część anielskiej sagi. Okazuje się, że straciłby wiele, gdyby się ostatecznie nie zdecydował. Choć w “Buncie” nie zobaczymy już nierozerwalnie kojarzonego z tą serią Christophera Walkena, to przyznać trzeba, że Joel Soisson nawiązał w swoim dziele do najlepszych tradycji cyklu, dzięki czemu bardzo przypomina ono uznaną i lubianą pierwszą część.
Tym razem polem walki między aniołami stanie się Bukareszt. Wojna pomiędzy niebiańskimi istotami przybiera na sile. W centrum ich zainteresowania znajduje się średniowieczny manuskrypt, zwany “Leksykonem Proroków”, od wielu wieków skrywany w stolicy Rumunii. Księga zawiera informacje o mającym wkrótce nadejść Armageddonie, a zawarta w niej wiedza może zburzyć ład zaprowadzony w Piekle i Niebie. “Leksykon Proroków” przez długie lata pozostawał pod opieką pewnego duchownego, jednak po jego śmierci księga dostaje się w posiadanie studentki teologii imieniem Allison. Dziewczyna nie ma pojęcia, że tym samym znalazła się na celowniku mrocznych sił, które dawno już wysłały jej tropem nie przebierającego w środkach mordercy. Losy dziewczyny splatają się ze śledztwem prowadzonym przez rumuńskiego policjanta i agenta Interpolu, Daniego Simionescu, który od dłuższego czasu tropi zbrodniarza, pozostawiającego ślady w postaci ofiar z wyrwanymi sercami. Ani on, ani Allison nie przypuszczają jeszcze, że los całego świata spoczywa w ich rękach.
O ile dwie poprzednie części “Armii Boga” były nudne niczym flaki z olejem, o tyle w przypadku “Buntu” nie sposób narzekać na nudę. Tempo narracji jest wprawdzie niespieszne, ale po pierwsze, fabuła przybiera kilka nieoczekiwanych zwrotów nie pozwalając zasnąć w fotelu, po drugie zaś, coś dla siebie znajdą miłośnicy kina grozy, gdyż Joel Soisson kilkakrotnie zaskakuje tu widza jeżącymi włos na głowie obrazami. Jest tu też parę jump-scen, będących wprawdzie tanimi chwytami, jednak przynoszącymi oczekiwany rezultat.
Gra aktorów w “Buncie” wypada bardzo dobrze i fakt, że tym razem w obsadzie zabrakło Christophera Walkena niewiele tutaj zmienia. Sean Pertwee jako Dani Simionescu, znany sympatykom fantastyki z takich produkcji jak “Armia wilków” czy “Ukryty wymiar”, kolejny raz dał dowód swoich aktorskich zdolności, umiejętnie wcielając się w postać rumuńskiego policjanta. John Light, któremu w udziale przypadła rola Szatana, imponuje charyzmą i wydaje się idealnie dopasowany do swojej roli. Z kolei Kari Wuhrer jako Allison, choć na tle męskiej części obsady wypada nieco słabiej, to aktorskie braki nadrabia bardzo miłą dla oka powierzchownością.
Jeśli dodamy do tego nastrojową muzykę, skomponowaną przez Josepha LoDucę, oraz zdjęcia Gabriela Kosutha, w którego obiektywie rumuńska stolica jako arena walk między aniołami prezentuje się naprawdę przekonująco, otrzymujemy film, który wynagradza fanom pierwszej części rozczarowania towarzyszące odsłonie drugiej i trzeciej, a ze względu na nieliczne tylko do nich nawiązania, może być z powodzeniem oglądany bez zapoznawania się z dotychczasowymi częściami anielskiej sagi. Biorąc pod uwagę, jak nisko upadli poprzednicy Joela Soissona, “Armia Boga – Bunt” jest zaskakująco dobrym filmem.
Ocena: 6/10
Tytuł: Armia Boga – Bunt
Tytuł oryginału: Prophecy: Uprising, The
Kraj: USA
Data premiery: 2005-06-07 (świat)
Czas projekcji: 88 minut
Reżyseria: Joel Soisson
Scenariusz: Joel Soisson
Obsada: John Light, Sean Pertwee, Kari Wuhrer, Jason London, Doug Bradley
Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 2 kwietnia 2010 roku.