Z kanonu kina grozy – recenzja filmu „Egzorcysta”

lis 13, 2024 | Sala kinowa

Wędrówki po największych klasykach filmowego horroru ciąg dalszy – tym razem przyjrzyjmy się jednemu z najbardziej rozpoznawalnych i utytułowanych obrazów grozy w historii kina. „Egzorcysta”, bo o nim mowa, to kultowy film William Friedkina, który mimo niemal pięćdziesięciu lat dzielących go od premiery, ciągle budzi żywe emocje w fandomowym światku.

Fabuła „Egzorcysty” przedstawia się niezbyt skomplikowanie. Aktorka Chris McNeil zauważa u swojej córki szereg dziwnych zachowań. Dziewczynka nagle staje się niegrzeczna, a z czasem rodzi się w niej niepojęta agresja. Badający ją lekarze stwierdzają jednak, że z medycznego punktu widzenia z Regan wszystko jest w porządku. Wbrew temu, stan dziewczynki systematycznie się pogarsza. Zrozpaczona Chris zwraca się o pomoc do miejscowego księdza, ojca Karrasa. Wraz z ojcem Merrinem, doświadczonym egzorcystą, dochodzą do wniosku, że Regan została opętana przez diabła. Jedyna nadzieja na ratunek tkwi w egzorcyzmach.

Trudno oceniać „Egzorcystę” jak każdy inny film. Dziś, tak wiele lat po premierze, biorąc pod uwagę wszystkie osiągnięcia dzieła Friedkina i legendę, która wokół niego narosła, jakiekolwiek słowa krytyki byłyby nie na miejscu. Bo i prawdę powiedziawszy, w „Egzorcyście” niewiele można krytykować. Mimo upływu czasu, nadal pozostaje to najbardziej wyrazisty, przekonywujący, a przede wszystkim – przerażający obraz opętania człowieka przez demona, jaki kiedykolwiek poznało kino.

Na tak spektakularny sukces „Egzorcysty” złożyło się wiele czynników. Z całą pewnością obraz zyskał na naturalności dzięki wiarygodnej grze aktorów. Mijałoby się z celem wybieranie tych odtwórców ról, którzy wypadli najlepiej, gdyż tak naprawdę oglądając „Egzorcystę” ma się wrażenie, że oni wcale nie grają, a wręcz przeciwnie, tragedia przedstawiona w filmie jest rzeczywistą tragedią wszystkich biorących w nim udział. Przerażona, niewierząca matka, niewinne i bezbronne dziecko zniewolone przez demona, wypełniający swe posługi kapłani, nie do końca pewni z czym tak naprawdę mają do czynienia – wszystkie te kreacje przedstawione zostały w sposób niezwykle wyrazisty i trafiający do odbiorcy.

Mocną stroną „Egzorcysty” są dźwięk i muzyka. Ten pierwszy daje się zauważyć zwłaszcza w scenach, gdy Regan przemawia swym demonicznym głosem. Został on tak przekształcony, iż rzeczywiście wydaje się, jak gdyby wydobywał się z gardła piekielnej istoty. Jednak nie tylko głos Regan buduje całokształt udźwiękowienia, pozostałe jego aspekty również przedstawiają się w „Egzorcyście” bardzo pozytywnie. Nie inaczej jest z muzyką, odtwarzaną w odpowiednio wybranych momentach, dzięki czemu perfekcyjnie podkreśla wszechobecną atmosferę niepokoju. Warto dodać, że także Polacy mają swój udział w tworzeniu „Egzorcysty”, bo chociaż muzyka została skomponowana przez Jacka Nitzsche, to wykonał ją polski chór.

Akcja w filmie Friedkina rozwija się dość mozolnie. Wszelkie wątki poboczne, które początkowo wydają się nie mieć większego znaczenia dla fabuły, liczne wizyty Regan u lekarzy czy sceny przedstawiające relacje Chris z córką nie zostały tu wplecione bez powodu i są wspaniale zwieńczone w końcowych kilkunastu minutach. Egzorcyzmy, jakie zostają odprawiane nad Regan, ich przebieg, a także nieustanne działania demona prezentują się doprawdy zatrważająco. Niektóre sceny czy też ujęcia zapisały się wręcz w annałach klasyki gatunku i późniejsze filmy grozy niejednokrotnie do nich nawiązywały, bądź nawet zwyczajnie kopiowały.

Trzeba zauważyć, że „Egzorcysta” kryje w sobie pewną głębię. Nie jest to jedynie zapis opętania młodej dziewczyny okraszony schematycznym ukazaniem procesu katolickich egzorcyzmów. Patrząc na tragedię Regan i jej matki, trudno nie zadać sobie pytania o istotę zła bądź jego źródła. Friedkin pokazuje, że pod jego wpływem może się znaleźć de facto każdy z nas, a także obnaża niemoc człowieka wobec działania nadnaturalnych sił. Demon gra z bohaterami, w pewien mroczny sposób manipuluje nimi i oddziałuje na nich, poddając w wątpliwość ich wiarę czy budząc poczucie winy. Zakończenie całej historii jest niejednoznaczne – chociaż pierwotnie miało być skrajnie wręcz optymistyczne, to reżyser celowo wyciął z obrazu odpowiednie sceny, skłaniając widza do głębszych refleksji. Patrząc na całokształt ostatecznej wersji „Egzorcysty”, trzeba przyznać, że był to słuszny zabieg.

„Egzorcysta” w reżyserii Williama Friedkina to film wybitny, z którym powinien zapoznać się każdy, kto mieni siebie sympatykiem horroru. Jest to niezaprzeczalny klasyk, który odbił na gatunku silne piętno, a któremu następcy zazwyczaj nie dorastają do pięt. Jeden z tych kultowych horrorów, posiadających własną, oryginalną magię, pozwalającą przerażać widza nieustannie, gdy się do niego wraca. Na pytanie, czy warto obejrzeć, odpowiadam: trzeba.

Ocena: 10/10

Tytuł: Egzorcysta

Tytuł oryginału: Exorcist

Kraj: USA

Data premiery: 26 grudnia 1973

Czas projekcji: 122 minuty / 133 minuty (wersja reżyserska)

Reżyseria: William Friedkin

Scenariusz: William Peter Blatty

Obsada: Ellen Burstyn, Max von Sydow, Jason Miller, Linda Blair

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 16 sierpnia 2009 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Książki towarzyszą mi, odkąd pamiętam. Uwielbiam je nie tylko czytać i analizować, ale także otaczać się ich fizycznym pięknem. Życie bez szelestu przewracanych kartek i zapachu pożółkłych stronic straciłoby wiele ze swojego uroku. Chętnie podzielę się z Wami swoją pasją.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Śmierć pogan się nie ima – recenzja filmu „Czarna śmierć”

Śmierć pogan się nie ima – recenzja filmu „Czarna śmierć”

Miłośnicy średniowiecza nie są w ostatnim czasie rozpieszczani przez filmowców. Dobre filmy, których akcja byłaby osadzona w ich ulubionej historycznej epoce, stanowiły na przestrzeni minionych kilku lat towar mocno deficytowy. „Czarna śmierć” w reżyserii Christophera...

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Ostatnie lata przyniosły fanom horroru wiele godnych odnotowania filmów, choć większość z nich powstała bądź w Stanach Zjednoczonych, bądź w odległej Azji. Kino grozy na Starym Kontynencie, choć posiada grono silnych reprezentantów, nadal nie ma się tak, jak można by...