Wtórność nie zawsze jest zła. Dowodzą tego „Kawałki”, jeden z najbardziej kultowych filmów Juana Piquera Simona. Choć dzieło hiszpańskiego reżysera bazuje na sprawdzonych i oklepanych rozwiązaniach, czerpiąc garściami z klasyków gatunku, to miłośnicy slasherów będą nim zachwyceni!
„Kawałki” rozpoczynają się niezwykle mocnym akcentem. Kilkuletni chłopiec zostaje przyłapany przez pruderyjną matkę na układaniu puzzli przedstawiających wizerunek nagiej kobiety. Małolat zostaje zwyzywany, jednak nie pozostaje dłużny swojej rodzicielce. W odwecie za reprymendę zabiją ją siekierą i ćwiartuje ciało. Wszystko to dzieje się w 1942 roku, w jednym ze zwyczajnych bostońskich domów. Dzięki sprytnemu fortelowi, dzieciak unika kary.
Czterdzieści lat później na jednym z amerykańskich uniwersytetów dochodzi do serii makabrycznych wydarzeń. Młode, piękne studentki padają ofiarami zwyrodnialca, uśmiercającego ofiary przy pomocy piły mechanicznej. Jedyne ślady, jakie zbrodniarz za sobą zostawia, to pozbawione fragmentów ciał zwłoki. Na uczelni panuje psychoza strachu. Prowadzący śledztwo sierżant Holden nieustannie pozostaje krok za poszukiwanym. Wszystko wskazuje na to, że morderca sprzed lat powrócił, by dokończyć krwawą układankę. Tym razem jednak jej elementy to nie kartonowe puzzle, lecz szczątki uśmierconych dziewcząt.
Skojarzenia z „Teksańską Masakrą Piłą Mechaniczną”, które w tym miejscu powinny nasunąć się czytelnikowi, są jak najbardziej słuszne. Wszak nawet jeden z plakatów reklamujących „Kawałki” głosił, że: „Nie trzeba jechać do Teksasu, aby stać się świadkiem masakry piłą łańcuchową”. Z kultowego filmu Tobe Hoopera, Juan Piquer Simon bezceremonialnie zaczerpnął pomysł na narzędzie mordów. Jednak na tym nie kończą się inspiracje kultowymi reprezentantami gatunku. Motyw popełnionej w dzieciństwie zbrodni na najbliższej osobie i konsekwencji, jakie pociąga za sobą ten czyn w przyszłości, doskonale znamy, chociażby z „Halloween”, zaś spoglądając pod koniec filmu na „dzieło”, które w miarę kolejnych zbrodni stworzył w „Kawałkach” morderca, trudno odrzucić skojarzenia z postacią Frankensteina.
Zarówno sposób prowadzenia narracji przez Juana Piquera Simona, jak i charakterystyczne elementy ubioru pojawiającego się w filmie mordercy, typowe są dla popularnej niegdyś we włoskim horrorze konwencji giallo. Twórcy przez cały czas wodzą za nos, nie pozwalając domyślić się, kim tak naprawdę jest zbrodniarz i kierują podejrzenia widza na kolejnych bohaterów. Wykładowca anatomii nie wydaje się typem zwyrodnialca, a jednak zachowuje się, jakby skrywał jakąś tajemnicę. Potężnie zbudowany pan złota rączka kilkakrotnie ukazywany jest z piłą mechaniczną w ręku i cwaniackim uśmiechem na twarzy, ale poza tym brakuje jakichkolwiek dowodów, że mógłby mieć na sumieniu zamordowane dziewczęta. Pewien student dziwnym trafem pojawia się w okolicach miejsca zbrodni, jednak nie ma żadnego interesu w śmierci swojej koleżanki. Domysłom nie ma końca, a finał całej historii i tak okazuje się zaskakujący, nawet, jeśli jest się weteranem filmów tego typu.
Jak przystało na solidny slasher, w „Kawałkach” nie mogło zabraknąć drastycznych scen morderstw. Pierwsze z nich nieco rozczarowują. Chociaż krwi jest w nich pod dostatkiem, to ujęcia wielokrotnie urywają się w kluczowych momentach. Interesujące jest, że z czasem twórcy pozbywają się podobnych skrupułów i katusze niewinnych studentek ukazywane są widzowi w całej okazałości. Zbrodnie popełniane są na trawniku przed uczelnią, na uniwersyteckim basenie (gdzie morderca popisuje się niezwykłą inwencją przy „wyławianiu” przyszłej ofiary z wody), czy w damskiej szatni. Miano kultowej uzyskała zaś scena, w której studentka ginie na wodnym łóżku. Ci, którzy szczególnie upodobali sobie w slasherach wyrafinowany sadyzm morderców, będą „Kawałkami” zachwyceni. Poziomem drastyczności film Juana Piquera Simona dorównuje największym hitom gatunku.
Biorąc pod uwagę fakt, że jednym ze scenarzystów „Kawałków” jest Joe D’Amato, a także specyfikę obranej przez twórców konwencji, nikogo nie powinno zdziwić nagromadzenie erotyki. W dyskusjach między sobą studentki chętnie podejmują temat swoich łóżkowych podbojów, a o tym, że nie są to tylko czcze przechwałki, widz będzie mógł się często przekonać. Seksualny podtekst mają także dokonywane morderstwa. Zwraca uwagę fakt, że w momencie śmierci ofiary na ogół ma ona na sobie tylko pojedyncze elementy odzieży. Psychopatów, którzy popełnianymi zbrodniami rekompensują sobie seksualne kompleksy bądź zamierzchłe traumy, mieliśmy już w kinie całe mnóstwo – zwłaszcza w slasherach. Jednak nawet najbardziej wtórne pomysły można zrealizować z wyczuciem, dzięki czemu widz, mimo iż w przeszłości niejeden raz natknął się na podobne rozwiązania, chętnie i bez znużenia doświadczy ich po raz kolejny. Twórcom „Kawałków” ta sztuka się powiodła.
W poczet zalet „Kawałków” należy zaliczyć mroczną oprawę wizualną, będącą w dużej mierze zasługą odpowiedzialnego za zdjęcia Juana Marine’a. Osobną kwestię stanowi muzyka CAM. Posępne kompozycje, jakie słychać w tle – szczególnie w scenach morderstw – doskonale spełniają swoje zadanie, pełniąc kluczową rolę w budowaniu atmosfery grozy. Aby jednak je usłyszeć, należy sięgnąć po anglojęzyczną wersję filmu, zatytułowaną „Pieces”. W hiszpańskim wydaniu muzykę CAM zastąpiły utwory Librado Pastora, prezentujące się nieporównywalnie słabiej.
Niestety, istnieje kilka poważnych powodów, przez które „Kawałki” nigdy nie zyskały w środowisku miłośników horroru takiego poklasku jak wspomniane wyżej największe hity gatunku. Gra aktorska pozostawia bardzo wiele do życzenia. Przeciwwagą dla świetnego występu Paula L. Smitha i zjawiskowej Lyndy Day George są nie najlepsze popisy odtwórców ról drugoplanowych. Zarzuty można również skierować wobec scenariusza. Pal licho irracjonalne zachowanie przyszłych ofiar psychopaty, tak często przecież spotykane w slasherach. Gwoździem do trumny okazują się sztuczne dialogi, niejednokrotnie zdolne rozbawić widza do łez za sprawą swej absurdalności. Dziewczyna próbująca ubłagać chłopaka, by wrócił do łóżka i zaspokoił ją po raz wtóry, czy też wspomniana wcześniej Lynda Day George w przekomiczny sposób wykrzykująca po trzykroć „Bastard!” chwilę po zobaczeniu zwłok kolejnej studentki. Są to zaledwie dwa, najbardziej jaskrawe, potwierdzające to przykłady.
Trudno stawiać „Kawałki” na jednej półce z najlepszymi reprezentantami gatunku, niemniej jednak każdy, kto mieni się fanem slasherów, powinien prędzej czy później sięgnąć po film Simona. Mimo pewnych naiwności fabuły i niedociągnięć scenariusza, obraz ten świetnie eksploatuje konwencję, oferując widzowi przyzwoicie zrealizowaną, okraszoną sporą dawką erotyki, krwawą jatkę.
Film wyświetlany był w ramach drugiej edycji poznańskiego „Horror Ataku”.
Ocena: 7/10
Tytuł: Kawałki
Tytuł oryginału: Pieces
Kraj: USA, Hiszpania, Portoryko, Włochy
Data premiery: 1982
Czas projekcji: 90 minut
Reżyseria: Juan Piquer Simon
Scenariusz: Juan Piquer Simon, Dick Randall
Obsada: Edmund Purdom, Paul L. Smith, Ian Sera, Frank Brana, Lynda Day George
Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 2 lutego 2013 roku.