Lektura pełna nostalgii – recenzja komiksu „Osiedle Swoboda, tom 1”

paź 12, 2025 | Biblioteka

Napisać, że „Osiedle Swoboda” Michała Śledzińskiego to komiks kultowy, to jak nie napisać nic. Zwłaszcza, jeśli jest się z pokolenia, które lata dziewięćdziesiąte przeżywało już całkiem świadomie, a pierwsze prace Śledzia doskonale zna z takich pism jak „Secret Service”, czy „Świat Gier Komputerowych”. Przygody grupy znajomych zamieszkujących osiedle, dla którego pierwowzorem było bydgoskie Szwederowo, podbijały serca miłośników komiksu zwłaszcza na łamach magazynu „Produkt”. Niżej podpisany musi uczciwie przyznać, że miał w swoich rękach ledwie kilka jego odsłon, a Niedźwiedzia, Wiraża i Smutnego i resztę ekipy poznał za sprawą wydawanych od 2004 roku samodzielnych zeszytów, ukazujących się w salonach prasowych za sprawą wydawnictwa Niezależna Prasa. Kiedy po blisko dwudziestu latach natknąłem się na wydany w „pandemicznym” 2020 roku, kolejny już zbiorczy album „Osiedla Swoboda”, dotarło do mnie ze szczególną siłą, jak dużym sentymentem go darzę.

Ów sentyment w dużej mierze podyktowany jest nostalgią za kolorowymi latami dziewięćdziesiątymi i tym wszystkim, co je odznaczało, a co znajdowało też swoje odbicie na kartach komiksu Śledzia. To czas małych fiatów i powoli wchodzących na salony punciaków, moherowych beretów, nieodżałowanych wypożyczalni kaset VHS i godzin spędzanych w towarzystwie mniej lub bardziej szkodliwych używek przy osiedlowym boisku lub trzepaku. Ekipa, którą powołał do istnienia Śledziu, to chłopaki, z którymi łatwo się utożsamić, bo przecież wielu z nas miało mniej lub bardziej trzymające się ferajny w latach nastoletniej beztroski, a często te przyjaźnie, mające swoje zarzewie jeszcze na placu zabaw, potrafią przetrwać najcięższe próby. Ostatnie kadry pierwszej części tryptyku „Z pamiętnika Wiraża” podsumowują to zjawisko najlepiej: „Czy to z lenistwa, czy z przyzwyczajenia, kolesie rzadko nawiązują nowe prawdziwe przyjaźnie. I dobrze! Ja tych frajerów nie zamieniłbym na żadne skarby. Ale co ja o tym mogę wiedzieć? Jestem przecież: przypałem, popaprańcem, załamujący…”.

Nie sposób rozwodzić się dłużej nad warstwą fabularną komiksu, bo jest to tak naprawdę zbiór kilkunastu stosunkowo krótkich, prostych historii, w których szyta grubymi nićmi fabuła stanowi zaledwie pretekst do ukazania niecodziennych przygód, jakie stają się udziałem Wiraża i jego kumpli. Część z nich to totalnie przypałowe akcje, które teoretycznie mogłyby zdarzyć się (prawie) każdemu, by wspomnieć „Matkę boską extra mocną”. W innej z przygód jeden z kumpli podpada lokalnym narkotykowym szychom, w co drugiej czy co trzeciej nasi bohaterowie konfrontują się z bydgoskim dresiarstwem, a niespodziewane dubbingowanie hiszpańskiego pornosa przez Niedźwiedzia to już totalny odjazd. W każdej z historii znajdziemy szereg mniej lub bardziej celnych spostrzeżeń dotyczących polskiego społeczeństwa lat dziewięćdziesiątych, czasem wyrażonych wprost ustami bohaterów, innym razem za sprawą sardonicznego dowcipu, choć bywa, że do niektórych wniosków trzeba dojść samemu, wydobywając je spomiędzy kadrów. Humor bywa prostacki, ale czasem przybiera ambitniejsze oblicze. Ponadto, „Osiedle Swoboda” pełne jest odniesień do różnych gałęzi popkultury (by wspomnieć chociażby złotą myśl o grze SuperMario, rzekomo wychowującej małych materialistów i konsumpcjonistów – bo przecież za zbieranie złotych monet można tam zdobyć ekstrażycie) i na dobrą sprawę nie brakuje w nim elementów fantastycznych. Enigmatyczny Ciachciarchciach, czyli wieszcz żyjący nieopodal osiedla potrafiący nawiązać łączność ze światem paranormalnym, którego losy co pewien czas przecinają się z losami reszty bohaterów, czy choćby pomysł na ucieczkę przed osiedlowymi zakapiorami przy użyciu… rakiety, to najlepsze tego przykłady.

Oprawa graficzna opisywanego tomu jest czarno-biała. Koresponduje to z charakterem większości zawartych w zbiorze opowieści, które, choć nie brak w nich humoru, często mają niezbyt wesołą wymowę. Rysunki są więcej niż dobre. Pomimo dojmującej czerni i bieli, sporo w nich detali. Ściany obklejone plakatami metalowych kapeli, zarysy budynków, w których bywalcy i mieszkańcy Bydgoszczy mogliby doszukać się dobrze sobie znanych miejsc, umiejętne operowanie cieniem, a nade wszystko – mimika postaci, zwłaszcza tych, którym Śledziu nadał osobliwie groteskowy sznyt, jak Niedźwiedź czy bydgoskie dresy, to niektóre z elementów oprawy wizualnej, które dają się zauważyć w sposób szczególny.

Wracanie do „Osiedla Swoboda” ma w sobie coś z rozdrapywania przeszłości i zanurzania się w nostalgii, przez co ocena doświadczenia, jakim jest obcowanie z tym komiksem, nie jest łatwa. Sentymenty i emocje potrafią skutecznie zniekształcić obraz i nałożyć czytelnikowi różowe okulary. Wiele spośród czynionych przez bohaterów obserwacji zdążyło stracić na aktualności. Dresiarze nie czają się już na każdym blokowisku, bo większość posłusznie zasiadła przed konsolami i smartfonami. Religijność o przaśnym, powierzchownym obliczu szybko ustępuje pomysłom z drugiej strony ideologicznej barykady. Wszak przyznawanie się do wiary katolickiej często naraża dziś na szykany lub w najlepszym razie uśmiech politowania, podczas gdy oddawanie się lekturze prac Dawkinsa i Harariego to niechybna oznaka światłego umysłu. Fiaty 126p i punciaki ustąpiły miejsca lśniącym beemwicom i audicom, których nie powstydziliby się nasi zachodni sąsiedzi – pal licho, że w dowodach rejestracyjnych jako ich właściciele figurują zwykle banki lub firmy leasingowe.

Chociaż bohaterowie „Osiedla Swoboda” narzekali na otaczającą rzeczywistość, na brak perspektyw i mierzyli się z szeregiem problemów właściwych swojej epoce, to przecież po ćwierćwieczu w miejscu starych, częściowo zażegnanych już problemów pojawiły się nowe. Dla współczesnego czytelnika, wychowanego na social mediach, z dostępem do najnowszych technologii, nierzadko spędzającego wakacje w egzotycznych kurortach, kontekst kulturowy „Osiedla Swoboda” może być nie do końca zrozumiały. Co nie znaczy, że nie powinien spróbować się z nim mierzyć. Ostatecznie, komiks Michała Śledzińskiego w wielu kręgach uznawany jest za jedno z najważniejszych polskich dzieł w tej dziedzinie kultury, jakie kiedykolwiek powstały. Warto na własnej skórze przekonać się, że dzieje się tak nie bez powodu.

Ocena: 8/10

Tytuł: Osiedle Swoboda 1

Tytuł oryginału: Osiedle Swoboda 1

Autor: Michał 'Śledziu’ Śledziński

Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Rok wydania: 2017

Ilość stron: 280

ISBN: 9788364858550

Damian Bartosik

Bloger i autor

Książki towarzyszą mi, odkąd pamiętam. Uwielbiam je nie tylko czytać i analizować, ale także otaczać się ich fizycznym pięknem. Życie bez szelestu przewracanych kartek i zapachu pożółkłych stronic straciłoby wiele ze swojego uroku. Chętnie podzielę się z Wami swoją pasją.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Ostatnie lata przyniosły fanom horroru wiele godnych odnotowania filmów, choć większość z nich powstała bądź w Stanach Zjednoczonych, bądź w odległej Azji. Kino grozy na Starym Kontynencie, choć posiada grono silnych reprezentantów, nadal nie ma się tak, jak można by...