Bajka do poduszki – recenzja filmu „Kobieta w błękitnej wodzie”

lis 10, 2025 | Sala kinowa

Początki hollywoodzkiej kariery były dla M. Nighta Shyamalana bardzo pomyślne. Szczególny rozgłos przyniósł mu w 1999 roku, nominowany do Oscara w sześciu kategoriach i nagrodzony wieloma prestiżowymi nagrodami, „Szósty zmysł”. Pozwoliło mu to ściągnąć do swoich kolejnych filmów takie gwiazdy jak Mel Gibson czy Adrien Brody. Zarówno „Znaki”, jak i „Osada”, wzbudziły mieszane uczucia wśród krytyki, jednak znalazły grono oddanych zwolenników. Czara goryczy przelała się dopiero w 2006 roku, gdy do kin weszła „Kobieta w błękitnej wodzie”. Okazała się całkowitym niewypałem, przynosząc swojemu twórcy zasłużoną Złotą Malinę.

W filmie poznajemy historię Clevelanda Heepa, dręczonego depresją administratora luksusowego bloku mieszkalnego o nazwie Laguna, który pewnej nocy spostrzega, że na terenie nieruchomości ukrywa się tajemnicza dziewczyna. Odnaleziona nieopodal przybyszka okazuje się Narfą – przypominającą nimfę istotą rodem ze wschodnich bajek – zamieszkującą pełen magii Błękitny Świat. Story nie bez powodu przybyła właśnie do Laguny. Okazuje się, iż jednemu z mieszkańców pisane jest odmienić dotychczasowy świat ludzi. Dziewczyna niestety nie wie, który z nich jest tym wybranym. Aby wypełnić swoją misję, a następnie wrócić tam, skąd przybyła, będzie potrzebowała pomocy wszystkich lokatorów.

Powyższy zarys fabuły daje jedynie szczątkową wiedzę o tym, jak bardzo zagmatwana i szyta grubymi nićmi jest opowiedziana historia. Ponoć jej główny wątek oparty jest na „dobranocnej opowiastce”, którą reżyser napisał kiedyś z myślą o swoich dzieciach. Jeśli jednak Shyamalan opowiada ją z podobnym mozołem, jaki cechuje fabułę „Kobiety w błękitnej wodzie”, to z pewnością zasypiają one na długo przed tym, jak bajka osiąga swój punkt kulminacyjny. Film nie oferuje widzowi niczego, co pozwoliłoby mu utrzymać podniesione powieki. Nuży i męczy senną atmosferą, a w miarę, jak odkrywane są kolejne absurdalne karty scenariusza, wywołuje przemożną ochotę na wyłączenie telewizora i znalezienie ciekawszego zajęcia.

W całym tym żałosnym przedsięwzięciu dobrze wypadają jedynie aktorzy, którzy – nie wiedzieć czemu – zgodzili się, by ich nazwiska znalazły się w czołówce filmu o tak tandetnym scenariuszu. Kolejny bardzo dobry występ zanotował Paul Giamatti, jako administrator Cleveland Heep. Świetną kreacją popisał się również Bob Balaban, wcieliwszy się w pana Farbera ¬– wypalonego filmowego krytyka, na każdym kroku wypunktowującego schematyczność współczesnej kinematografii. Jednak jedyną osobą, która stworzyła kreację naprawdę godną zapamiętania, okazała się odtwórczyni tytułowej roli. Story w wykonaniu Bryce Dallas Howard jest istotą niezwykle tajemniczą, płochliwą, lecz na swój specyficzny sposób charyzmatyczną. Nie da się tego natomiast powiedzieć o samym M. Nighcie Shyamalanie, który decydując się po raz kolejny wystąpić we własnym filmie, nie wybił się niczym ponad zwykłą, rzemieślniczą przeciętność.

Można by oczywiście pisać o nieciekawej oprawie wizualnej, o nijakiej muzyce, o tandetnie wykonanych efektach specjalnych i kreacjach potworów czyhających na główną bohaterkę. Można by narzekać, że zamiast zapowiadanego głośno baśniowego klimatu, fantazji i niesamowitości otrzymaliśmy naciąganą historyjkę, sprawdzającą się, co najwyżej, w charakterze środka na bezsenność. Pomysł Shyamalana, gdyby tylko odpowiednio go dopracować i zastąpić najbardziej rażące fabularne naiwności lepiej przemyślanymi rozwiązaniami, mógłby posłużyć za inspirację do ciekawej fantastycznej opowieści. Potencjał został jednak doszczętnie zmarnowany, o czym nikomu nie polecam przekonywać się samodzielnie.

Ocena: 3/10

Tytuł: Kobieta w błękitnej wodzie

Tytuł oryginału: Lady in the Water

Kraj: USA

Data premiery: 2006

Czas projekcji: 110 minut

Reżyseria: M. Night Shyamalan

Scenariusz: M. Night Shyamalan

Obsada: Paul Giamatti, Bryce Dallas Howard, Jeffrey Wright, Bob Balaban, Sarita Choudhury

Damian Bartosik

Bloger i autor

Książki towarzyszą mi, odkąd pamiętam. Uwielbiam je nie tylko czytać i analizować, ale także otaczać się ich fizycznym pięknem. Życie bez szelestu przewracanych kartek i zapachu pożółkłych stronic straciłoby wiele ze swojego uroku. Chętnie podzielę się z Wami swoją pasją.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Jakie to popieprzone! – recenzja serialu „Nowy Smak Wiśni”

Jakie to popieprzone! – recenzja serialu „Nowy Smak Wiśni”

"Początek lat 90. XX w. Ambitna reżyserka jedzie do Hollywood, aby nakręcić film, jednak wpada do świata halucynacji pełnego seksu, magii, zemsty i… małych kotków." Rzadko zdarza się, aby złożony z zaledwie kilkunastu wyrazów opis netflixowego serialu zdołał...

Niezwykły hołd dla Bruegla – recenzja filmu „Młyn i krzyż”

Niezwykły hołd dla Bruegla – recenzja filmu „Młyn i krzyż”

"Młyn i krzyż" był jednym z najbardziej wyczekiwanych polskich filmów 2011 roku. Odkąd rozpoczęła się kampania reklamowa, było jasne, że produkcja Lecha Majewskiego, wzorem jego poprzednich obrazów, będzie przedsięwzięciem nietuzinkowym. Pomysł przeniesienia na...

Ponadczasowo piękna – recenzja książki „Zabić drozda”

Ponadczasowo piękna – recenzja książki „Zabić drozda”

Dorobek literacki Harper Lee obejmuje zaledwie dwie powieści, ale ich wpływ - zwłaszcza pierwszej z nich - na amerykańską literaturę, jest trudny do przecenienia. Opublikowana w 1960 roku książka "Zabić drozda" urzekła miliony czytelników w Stanach Zjednoczonych i...