Jakie to popieprzone! – recenzja serialu „Nowy Smak Wiśni”

lis 29, 2025 | Sala kinowa

„Początek lat 90. XX w. Ambitna reżyserka jedzie do Hollywood, aby nakręcić film, jednak wpada do świata halucynacji pełnego seksu, magii, zemsty i… małych kotków.”

Rzadko zdarza się, aby złożony z zaledwie kilkunastu wyrazów opis netflixowego serialu zdołał zaintrygować mnie na tyle, bym niezwłocznie rozpoczął seans pierwszego odcinka. Jednak właśnie tak zdarzyło się w przypadku „Nowego Smaku Wiśni” w reżyserii Nicka Antosco i Leonore Ziona. Świat halucynacji, seksu, magii, zemsty i małych kotków, obiecany przez Netflixa okazał się wyjątkowo wciągający.

Historia opowiedziana w „Nowym Smaku Wiśni” inspirowana jest powieścią autorstwa Todda Grimsona, która ukazała się w Stanach Zjednoczonych w 1996 roku, ale dotąd nie doczekała się polskiego wydania. Przedstawia ona losy młodej i ambitnej reżyserki, Lisy, tworzącej w konwencji kina grozy. Dziewczyna szuka kogoś, kto pozwoli wypłynąć jej na szerokie wody z jej nową produkcją zatytułowaną „Oko Lucy”. Zainteresowanie wykazuje Lou Burke, facet doskonale znany w branży, który na produkcji filmów zjadł zęby. Szybko okazuje się, że Burke jest na bakier z uczciwością. Po tym, jak Lisa odrzuca jego zaloty, filmowiec wykorzystuje zapisy drobnym druczkiem z zawartej z dziewczyną umowy, przejmuje jej produkcję i to na niego spływają peany ze strony krytyków. Młoda reżyserka poprzysięga zemstę. Aby wziąć odwet za upokorzenie, nie cofnie się nawet przed sięgnięciem po repertuar narzędzi okultystycznych.

Związki ludzi Hollywood z okultyzmem i szeroko pojętymi czarnymi mocami to temat powracający raz na pewien czas, rozpalający wyobraźnię miłośników kina. Najczęściej to wzmianki na portalach plotkarskich lub szerzących tzw. teorie spiskowe, z których dowiadujemy się, że a to aktor X nosi na szyi medalion z wizerunkiem kozła, a to aktorka Y wytatuowała sobie ciało bluźnierczymi bohomazami. Po przedarciu się przez tony bezwartościowych informacji można jednak natknąć się na analizy lub wspomnienia z których jasno wynika, że w tego rodzaju dywagacjach być może jest coś na rzeczy. „Nowy Smak Wiśni” to serial, który większość krytyków okrzyknęła mianem szalonego, pokręconego w pozytywnym rozumieniu tego słowa. Bo istotnie, kuriozalnych wątków i szokujących scen, budzących szczere zdumienie, a często i obrzydzenie u odbiorcy, jest tu aż nadto. Przyglądając się im bliżej, można zauważyć, że na przestrzeni ośmiu obserwujemy zastosowanie całego spektrum okultystycznych praktyk i rytuałów, mających swoje źródła między innymi w szamanizmie, satanizmie i magii voodoo.

Rozbijanie wszystkich tego typu wątków na czynniki pierwsze mijałoby się w tym miejscu z celem, dość jednak wspomnieć, że znakomita większość z nich wiąże się we mniejszym lub większym stopniu z postacią Boro – tajemniczej wiedźmy, która zgadza się wesprzeć główną bohaterkę w realizacji planu zemsty. Ekscentryczna, żyjąca na odludziu i w co najmniej osobliwie wyglądającym lokum, jest postacią za wszech miar intrygującą, a w miarę postępu fabuły – przerażającą. Co szczególnie interesujące, jej charakteryzacja sprawia wrażenie, jakby była wprost inspirowana postacią Mariny Abramović – serbskiej „artystki”, dobrze znanej w Hollywood, a często i gęsto umieszczającej w swoich performansach wątki związane z czarną magią, czy kanibalizmem. Boro to bez wątpienia jedna z najlepszych kreacji w „Nowym Smaku Wiśni”. Postać pełna tajemnic, które z czasem zostają odsłonięte, obnażając jej faktyczny, upiorny charakter i historię. Nie będzie dużą przesadą stwierdzenie, że miano głównych bohaterek filmu Lisa mogłaby z powodzeniem współdzielić właśnie z Boro. Duża w tym zasługa Catherine Ann Keener, która fantastycznie wczuła się w tę rolę i umiejętnie oddała jej tajemniczość, bezwzględność i charyzmę, doskonale portretując ją zarówno jako intrygującą ekscentryczkę, jaką widzimy ją w pierwszych odcinkach, jak i w pełni świadomą swoich mocy i wpływu, jaki ma na innych wiedźmę, w którą przeobraża się w późniejszych epizodach.

Będąc przy aktorstwie, nie sposób nie wspomnieć Rosie Salazar, odtwórczyni głównej roli. Fani kina mogą ją znać z takich produkcji jak „Nie otwieraj oczu”, „Alita – Battle Angel” czy „Więzień labiryntu”. Jednak nie ujmując niczego z jej dotychczasowych występów, dopiero w „Nowym smaku wiśni” aktorka ta pokazała pełnię swoich możliwości. Salazar posiada wyśmienite umiejętności mimiczne, jak mało kto potrafi zobrazować autentyczne przerażenie, a ponadto doskonale oddała bohaterkę targaną wewnętrznymi emocjami i co rusz doświadczaną paranormalnymi zjawiskami, które niejednego doprowadziłyby na skraj obłędu. Pozostali aktorzy nie robią tak dużego wrażenia, w większości po prostu poprawnie grając swoje role. Eric Lange w roli Lou Burke dobrze radzi sobie jako starzejący się, hollywoodzki wyga, który wprawdzie dużo może, ale już niewiele musi, natomiast Jeff Ward, czyli filmowy Roy, jeden z wziętych aktorów, z którym Lisa szybko się zaprzyjaźnia, ilekroć Salazar pojawia się na ekranie, stanowi dla niej jedynie tło.

Uwagę podczas seansu przykuwa także dobrze przygotowana scenografia. Dotyczy to zwłaszcza domu Boro – na pierwszy rzut oka mocno zapuszczonego, porośniętego bluszczem i mającego swój najlepszy czas dawno za sobą, jednocześnie jednak intrygującego, pełnego mniej lub bardziej przerażających okultystycznych akcesoriów, z unoszącą się w powietrzu aurą tajemniczości. Nieźle wygląda też rezydencja Burkego – stylowa, pełna różnorodnych dzieł sztuki, wskazująca na status zamieszkującego ją człowieka.

Netflixowy opis obiecywał halucynacje, seks, magię, zemstę i małe kotki. W „Nowym Smaku Wiśni” żadnej z tych rzeczy nie brakuje. Bohaterowie niejednokrotnie kroczą na granicy snu i jawy, świata magicznego i rzeczywistości. Jest też seks – czasem jako konieczny warunek kolejnych, szalonych rytuałów Boro, ale zdarza się i taki niewymuszony przez ciążące na bohaterkach okultystyczne ultimata. W jednym z odcinków twórcy prezentują zresztą w tym aspekcie pewne novum. Tak pokręconej i szalonej sceny erotycznej, jak ta, którą można zobaczyć w czwartym epizodzie, nie widziano w filmie i serialu już od dawna, a najlepszym tego potwierdzeniem niech będzie fakt, że anglojęzyczny Internet pełen jest artykułów tłumaczących, do czego tak naprawdę w niej zaszło. Wreszcie, są i małe kotki. To kolejne kuriozum „Nowego Smaku Wiśni”: jednym ze skutków ubocznych klątwy, jaką Lisa nakłada na Lou, jest wymiotowanie… małymi kociętami. Jakby wariactw było mało, jest też wątek włosów łonowych, których odpowiednie zastosowanie okazuje się jednym z warunków działania wspomnianej klątwy. Po odpowiedź dlaczego tak się dzieje i co za tym kryje, odsyłam do serialu i do postaci Boro. Tajemnicza wiedźma prędzej czy później większość tych zawiłości wyjaśnia, a co bardziej dociekliwy widz szybko przekona się, że wspomniane wątki stanowią bezpośrednie nawiązanie do praktyk okultystycznych i magii praktykowanej w wielu nawet i współczesnych kulturach.

„Nowy Smak Wiśni” istotnie jest serialem pełnym pokręconych wątków i przebrnięcie przez jego osiem odcinków będzie wymagało od widza przejścia do porządku dziennego nad treściami, które nawet w przypadku osób nawykłych do dziwactw obecnych niekiedy w kinie grozy okażą się pewnym kuriozum. W miarę, jak postępuje fabuła, produkcja Nicka Antosci i Lenore Zion zyskuje i z każdym kolejnym odcinkiem przyciąga przed ekran coraz bardziej. Duża w tym zasługa świetnego aktorstwa, ale też przewrotności scenariusza i sposobu, w jaki poprowadzono wątki Lisy oraz Boro. Bo chociaż produkcja przepełniona jest nawiązaniami do okultyzmu i pewnymi mrugnięciami oka w kierunku widza, który jest świadom pewnych procesów, które odbywają się w Hollywood daleko za zamkniętymi drzwiami, niedostępnych dla wścibskich oczu widzów i paparazzich, to przesłanie płynące z serialu jest dość oczywiste – Hollywood to nie jest miejsce, w którym odnajdą się dobrzy i uczciwi ludzie. Podobnie magia i okultyzm – decydując się na korzystanie z nich, trzeba liczyć się, że cena za osiągnięcie zamierzonego efektu będzie niemała. Obserwowanie, jaki rachunek wystawiono Lisie za powzięte przez nią decyzje jest doświadczeniem równie przygnębiającym, co magnetyzującym i nie pozwalającym przerwać przed dobrnięciem do ostatniego odcinka.

Ocena: 7/10

Tytuł: Nowy Smak Wiśni

Tytuł oryginału: Brand New Cherry Flavor

Kraj: USA

Data premiery: 2021

Czas projekcji: 10 odcinków po ok. 50 minut

Reżyseria: Nick Antosca, Lemore Zion

Scenariusz: Nick Antosca

Obsada: Rosa Salazar, Eric Lange, Catherine Keener, Jeff Ward, Manny Jacinto

Damian Bartosik

Bloger i autor

Książki towarzyszą mi, odkąd pamiętam. Uwielbiam je nie tylko czytać i analizować, ale także otaczać się ich fizycznym pięknem. Życie bez szelestu przewracanych kartek i zapachu pożółkłych stronic straciłoby wiele ze swojego uroku. Chętnie podzielę się z Wami swoją pasją.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Niezwykły hołd dla Bruegla – recenzja filmu „Młyn i krzyż”

Niezwykły hołd dla Bruegla – recenzja filmu „Młyn i krzyż”

"Młyn i krzyż" był jednym z najbardziej wyczekiwanych polskich filmów 2011 roku. Odkąd rozpoczęła się kampania reklamowa, było jasne, że produkcja Lecha Majewskiego, wzorem jego poprzednich obrazów, będzie przedsięwzięciem nietuzinkowym. Pomysł przeniesienia na...

Ponadczasowo piękna – recenzja książki „Zabić drozda”

Ponadczasowo piękna – recenzja książki „Zabić drozda”

Dorobek literacki Harper Lee obejmuje zaledwie dwie powieści, ale ich wpływ - zwłaszcza pierwszej z nich - na amerykańską literaturę, jest trudny do przecenienia. Opublikowana w 1960 roku książka "Zabić drozda" urzekła miliony czytelników w Stanach Zjednoczonych i...

Bajka do poduszki – recenzja filmu „Kobieta w błękitnej wodzie”

Bajka do poduszki – recenzja filmu „Kobieta w błękitnej wodzie”

Początki hollywoodzkiej kariery były dla M. Nighta Shyamalana bardzo pomyślne. Szczególny rozgłos przyniósł mu w 1999 roku, nominowany do Oscara w sześciu kategoriach i nagrodzony wieloma prestiżowymi nagrodami, "Szósty zmysł". Pozwoliło mu to ściągnąć do swoich...