Amityville raz jeszcze – recenzja filmu “Amityville”

wrz 14, 2024 | Sala kinowa

Wydarzenia w amerykańskim miasteczku Amityville posłużyły hollywoodzkim twórcom za inspirację do nakręcenia serii filmów grozy. I chociaż większość następujących po sobie odsłon coraz bardziej zrażała do siebie krytyków, powielając schematy i eksploatując temat do granic śmieszności, to produkt sprzedawał się dobrze i w rezultacie do przełomu wieków doczekaliśmy się ich aż ośmiu. Nie trzeba też było długo czekać na remake – w 2006 roku do polskich kin trafił “The Amityville”, będący dziełem twórców słynnej “Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną”.

Rzecz dzieje się w tytułowym miasteczku, które przed laty było miejscem straszliwej zbrodni. 14 listopada 1979 roku Ronald de Feo, za namową tajemniczych “głosów”, zamordował w nocy całą swoją rodzinę. Niespełna rok później George i Kathy Lutz kupili dom, w którym doszło do zbrodni i wprowadzili się do niego wraz z dziećmi, w nadziei, że będzie to przyjemne i bezpieczne miejsce, idealne dla kilkuosobowej rodziny. Nic bardziej mylnego! Już kilka dni po przeprowadzce, w rezydencji zaczęły dziać się bardzo dziwne rzeczy.

Nawiedzony dom pamiętający zbrodnie sprzed lat i mszczący się na nowych mieszkańcach? Miłośnicy kina grozy widzieli to już setki razy. A jednak, twórcy horroru nadal eksploatują ten motyw i czasem udaje im się nawet tchnąc weń powiew świeżości. “Amityville” oryginalnością może się nie wyróżnia, ale trzeba przyznać, że trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Posępna, podkreślająca nastrój scen muzyka; ponura scenografia i dynamiczna praca kamery sprawiają, że co wrażliwsi widzowie podczas seansu niejednokrotnie podskoczą w fotelu czy na kanapie. Sceny, w których za Lutzem pojawia sie obrzydliwe, oślizgłe monstrum przywodzące na myśl horrory Loecrafta, czy ta, w której duch Jodie ukazuje się w pełnej okazałości i wkłada palec w dziurę po śmiertelnej ranie wywołują zarazem niepokój i obrzydzenie. “Amityville” posiada gęsty, mroczny klimat, ale mimo, że twórcy umiejętnie budująnastrój niepokoju, nie przeszkadza im to niekiedy sięgać po dość tanie zagrywki, jak choćby nieoczekiwane jump-sceny.

Niezły poziom w filmie Andrew Douglasa prezentują aktorzy. Melissa George z przekonaniem wcieliła się w rolę kochającej matki i oddanej małżonki. Ryan Reynolds, jej filmowy mąż, do pewnego momentu wydaje się mało wyrazisty, ale odkąd tylko sam zaczyna słyszeć “głosy”, przeobraża się z wyluzowanego tatusia w człowieka balansującego na granicy obłędu i udowadnia, że aktorskiego talentu odmówić mu nie sposób. Obsadę uzupełniają Jesse James i Jimmy Benett, odtwórcy ról dzieci państwa Lutz. Nie stworzyli może pamiętnych kreacji na miarę Dakoty Fanning w “Sile Strachu”, ale ich gra pozostaje zupełnie poprawna.

“Amityville” nie jest filmem, który będzie się pamiętało długie lata po obejrzeniu, bo bardzo mocno czerpie z dziesiątek podobnych produkcji, samemu nie wnosząc do gatunku nic nowego. To po prostu dobrze nakręcony, poprawny warsztatowo horror, przy którym raz czy drugi zjeży się włos na plecach, ale nie należy spodziewać się po nim niczego wyjątkowego.

Ocena: 6/10

Tytuł: Amityville
Tytuł oryginału: The Amityville Horror
Kraj: USA
Data premiery: 2005-07-22
Czas trwania: 89 minut
Reżyseria: Andrew Douglas
Scenariusz: Scott Kosar
Obsada: Ryan Reynolds, Melissa George, Jesse James, Jimmy Bennett

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 4 sierpnia 2006 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

1998 rok był dla miłośników komputerowych gier fabularnych rokiem szczególnym. To właśnie wówczas światło dzienne ujrzały "Wrota Baldura" - kultowa gra gatunku, przez wielu nazywana bez ogródek najlepszą grą cRPG w dziejach elektronicznej rozgrywki. Produkcja, która...

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...