Dziki polski Zachód – recenzja gry “Call of Juarez – Więzy Krwi”

sie 31, 2024 | Pokój gier

Kiedy we wrześniu 2006 roku do sklepów z grami trafił “Call of Juarez” polskiego studia Techland, niewielu spodziewało się, że rodzima, pierwszoosobowa strzelanka utrzymana w westernowej konwencji spotka się z gorącym przyjęciem graczy na całym świecie. Programiści Techlandu odnaleźli dla siebie w FPP wyjątkową, niezagospodarowaną niszę, w efekcie czego świat szybko usłyszał o ich dziele. Zważywszy na wysokie noty w branżowych mediach i bardzo dobrą sprzedaż, powstanie kontynuacji było zaledwie kwestią czasu. Niespełna trzy lata później światło dzienne ujrzała kolejna odsłona “Call of Juarez”, o wdzięcznym podtytule “Więzy krwi”. Okazała się jeszcze lepsza od poprzedniczki.

Akcja gry toczy się na kilka lat przed nastaniem wydarzeń znanych z pierwszej części. W Ameryce trwa wojna secesyjna, a bracia Ray i Thomas McCallowie biorą w niej udział, walcząc po stronie Konfederacji. Obaj są solidnymi, oddanymi sprawie żołnierzami, ale kiedy dowiadują się, że przywódca sił Unii zaczyna stosować taktykę spalonej ziemi, a na jego drodze znalazła się rodzinna farma McCallów, bracia nie wahają się ani przez moment. Nie uzyskawszy zgody na udzielenie ratunku pozostawionym bez obrony krewnym, Ray i Thomas decydują się na dezercję. Kiedy przybywają na miejsce, okazuje się, że z dotychczasowego dobytku niewiele da się już uratować, choć szczęśliwie życie zachował trzeci z braci – młody duchowny, imieniem William. McCallowie nie łamią się jednak – od dawien dawna w okolicy krążą słuchy o nadal nieodnalezionym, przeklętym złocie z Juarez. Choć zdeterminowani, by odbudować dawne włości, są tylko jednymi z wielu, których interesuje legendarny skarb.

Często zdarza się, że producenci pierwszoosobowych strzelanek po macoszemu podchodzą do fabuły gry, licząc, że wciągająca rozgrywka i efektowna oprawa zrekompensują braki. Nie można jednak tego powiedzieć o Techlandzie. Opowiedziana w “Więzach Krwi” historia jest jedną z najlepszych, z jakimi mieli okazję zapoznać się w ostatnim czasie fani elektronicznej rozrywki. Gra posiada złożony, wielowątkowy scenariusz, w którym wspomniane motywy dezercji i poszukiwania skarbu, chociaż przewijają się przez cały czas, nie zawsze widnieją na pierwszym planie. W całą historię wpląta się bowiem jeszcze pewna kobieta, która stanie się zarzewiem konfliktu między braćmi, a także jej dotychczasowy kochanek i dzielnie strzegący swoich ziem Indianie. Pojawią się miłość, zdrada, ale i braterstwo oraz przyjaźń. Wszystko to opowie nam zaś William, gorliwy boży sługa, wielokrotnie dzielący się refleksjami na temat aktualnych wydarzeń.

Przed każdą niemal misją otrzymujemy możliwość wyboru, w którego z braci chcielibyśmy się wcielić. Ray to silny, porywczy i nie dający sobie dmuchać w kaszę rewolwerowiec. Jego brat, Thomas, ma nieco spokojniejsze usposobienie, jest osobnikiem bardziej stonowanym i wrażliwym, choć kiedy trzeba, również potrafi zamienić się w maszynę do zabijania. Gra poszczególnymi bohaterami nie różni się w znaczący sposób. Główna różnica polega na nieco innych specjalnych umiejętnościach, uaktywniających się po wyeliminowaniu określonej liczby wrogów.

Jak na grę FPP przystało, jej kwintesencję stanowi walka. Na przestrzeni licznych misji stoczymy dziesiątki, jeśli nie setki efektownych strzelanin, które zrealizowano z rozmachem uniemożliwiającym znudzenie. Raz na pewien czas, po pokonaniu określonej ilości przeciwników, nasi bohaterowie mogą popisać się efektownymi strzeleckimi sztuczkami, umożliwiającymi błyskawiczną eliminację kilku wrogów naraz. McCallom niejednokrotnie przyjdzie walczyć ze znacznie liczniejszymi grupami przeciwników, a wtedy zbawienne okazują się różnego rodzaju beczki, deski czy załomy, za którymi można znaleźć schronienie i prowadzić ostrzał, tylko nieznacznie się zza nich wychylając. Co istotne, do dyspozycji graczy oddano bardzo bogaty arsenał. W “Więzach Krwi” pojawia się wiele różnych rodzajów rewolwerów, strzelb i karabinów, znacznie różniących się między sobą szybkostrzelnością, sposobem i czasem przeładowywania, a także siłą rażenia. Broń jest taka, jak w epoce, w której toczy się rozgrywka. Nie ma karabinów maszynowych ani szybkich broni samopowtarzalnych, przez co każdy strzał siłą rzeczy musi być dobrze przymierzony. Od gracza, przyzwyczajonego do “Call of Duty” czy “Unreala”, “Więzy Krwi” wymagać będą więc znacznie większej precyzji i dokładności.

Co pewien czas będziemy zmuszeni do wzięcia udziału w klasycznych westernowych pojedynkach. Kontrolowany przez nas bohater staje wówczas naprzeciw wroga, na ubitej ziemi i toczy honorowe starcie na śmierć i życie. Ma to postać wciągającej mini-gry, w której gracz musi wykazać się jednocześnie opanowaniem i refleksem. Znacznie częściej akcja przybiera jednak bardziej dynamiczny obrót. McCallowie wezmą udział w pościgach, ucieczkach dyliżansem, szturmie na wojskowy obóz, a nawet przemierzą dawne cmentarzysko Indian. Różnorodność i jakość wykonania lokacji stanowi jeden z najbardziej istotnych atutów opisywanej produkcji.

Całości dopełnia bardzo dobra oprawa audiowizualna. Wprawdzie od chwili premiery do dnia dzisiejszego grafika zdążyła się nieco zestarzeć, jednak nawet pomimo tak szybkiego rozwoju technicznych możliwości w tej dziedzinie, “Więzy Krwi” ciągle sprawiają w tym aspekcie dobre wrażenie, w wielu miejscach stanowiąc ucztę dla oczu grającego. Nie zestarzała się natomiast muzyka – doskonale dopasowana do klimatu gry, przywodząca na myśl klasyczne kino westernowe.

“Call of Juarez – Więzy Krwi” to jeden z licznych w ostatnim czasie przykładów na to, że Polacy coraz lepiej radzą sobie w świecie elektronicznej rozrywki. Dzieło programistów Techlandu to utwór kompletny, dopracowany zarówno pod względem technikaliów, jak i od strony czysto fabularnej. Gra z charakterem, pełna oryginalnych rozwiązań i jak żadna inna przenosząca klimat Dzikiego Zachodu na ekrany pecetów. Tytuł, który z dumą możemy zaprezentować całemu światu.

Ocena: 8/10

Grałem na platformie PC.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...