Hit za grosze – recenzja filmu „Ucieczka z Nowego Jorku”

wrz 13, 2024 | Sala kinowa

John Carpenter to jeden z tych hollywoodzkich twórców, którzy potrafili tworzyć pamiętne, dobre filmy nawet mając do dyspozycji relatywnie niewielkie budżet. Tak było z „Halloween”, „Mgłą” i „Atakiem na posterunek 13”, ale również z kultową „Ucieczką z Nowego Jorku”.

Film przenosi nas do USA roku 1988. Przestępczość na ulicach amerykańskich miast wzrosła w ostatnim czasie o czterysta procent. Rząd postanowił, że cały Manhattan przekształci w gigantyczną wyspę-więzienie, całkowicie odizolowaną od świata zewnętrznego. W zamkniętym obszarze dla skazańców mieszkają trzy miliony najbardziej zwyrodniałych przestępców. Wyspa jest ostoją chaosu i śmierci. W roku 1997 nad Manhattanem rozbija się samolot z wiceprezydentem USA na pokładzie. Wprawdzie wychodzi cało z katastrofy, ale już wkrótce dostaje się w ręce Księcia Nowego Jorku, bandyty, rządzącego na wyspie-więzieniu. Polityk ma przy sobie taśmę, która ma zapobiec wybuchowi wojny atomowej i musi przekazać ją dalej w ciągu dwudziestu czterech godzin. Snake Plissken, bohater narodowy i eks-komandos, żyjący teraz na bakier z prawem, ma przedostać się na wyspę, uwolnić prezydenta i odzyskać kasetę. W zamian za to oferuje mu się wolność i oczyszczenie ze wszystkich zarzutów.

Na uwagę zasługuje doskonała kreacja Snake’a Plisskena, odgrywanego przez Kurta Russella. Były komandos, idący na układ z państwem to postać bardzo ciekawa, której losy poznaje się z dużym zainteresowaniem. Dzieje się tak zarówno za sprawą scenariusza, jak i wspomnianej gry Russella, której trudno cokolwiek zarzucić. Momentami można odnieść wrażenie, że Kurt robi z Plisskena zbytniego twardziela, trudno jednak, by dawny komandos nie był w amerykańskim filmie typem maczo. Bardzo dobre wrażenie robi także Ernest Borgnine – odgrywanie wyluzowanego, nieco szurniętego taksówkarza przyszło mu nad wyraz łatwo. Tak naprawdę, każdy z członków obsady spisuje się zadowalająco i do nikogo nie można się zbytnio przyczepić, lecz wymienieni powyżej Russell i Borgnine zasłużyli na szczególne wyróżnienie.

Odtwarzana podczas filmu muzyka jest bardzo specyficzna. Odpowiedzialny za nią jest nie kto inny, jak John Carpenter – a więc zarazem reżyser i współscenarzysta. Skomponowane przez niego utwory cechują się charakterystycznym brzmieniem. Wygrywane melodie są bardzo proste, a jednak wydają się idealnie pasować do filmu. Trochę gorzej jest – a to z racji niemal trzydziestu lat, które „Ucieczka z Nowego Jorku” już sobie liczy – z dźwiękiem. Odgłosy wystrzałów, eksplozji, czy chociażby niszczonych przez Plisskena dykt czy wyważanych drzwi brzmią niestety dość nienaturalnie. W tym jednym elemencie filmu widać, jak wiele czasu upłynęło już od premiery.

Co ciekawe, mimo iż „Ucieczka z Nowego Jorku” jest filmem science-fiction, to nie ma w nim praktycznie żadnych efektów specjalnych. Niewiele tu zresztą zapierających dech w piersiach scen. Pościgi są niezbyt brawurowe, a strzelaniny nie ciągną się w nieskończoność jak w „Rambo”. Jedyną osobliwą, zapadającą w pamięć sceną, jest ucieczka Plisskena przez wygłodniałymi więźniami. A jednak film wciąga jak mało który. Oglądając „Ucieczkę z Nowego Jorku”, trudno jest się nudzić. Dzieło Johna Carpentera to najlepszy przykład filmu science-fiction, który chociaż nie jest zbyt efektowny, to nie pozwala widzowi oderwać się od ekranu.

„Ucieczka z Nowego Jorku” to bardzo dobry film, który powinien znać każdy szanujący się miłośnik kina science-fiction. To klasyka gatunku, w dodatku w wykonaniu człowieka, potrafiącego „zrobić coś z niczego”. Dosłownie. Bo mimo, że budżet „Ucieczki z Nowego Jorku” jest śmiesznie mały, to Carpenterowi nie przeszkodziło to w stworzeniu świetne filmu, który do dziś ogląda się z wielką przyjemnością.

Ocena: 8/10

Tytuł: Ucieczka z Nowego Jorku
Tytuł oryginału: Escape from New York
Kraj: USA, Wielka Brytania
Data premiery: 1981-06-24 (świat)
Czas trwania: 99 minut
Reżyseria: John Carpenter
Obsada: Kurt Russell, Lee Van Cleef, Ernest Borgnine, Isaac Hayes, Adrienne Barbeau

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 5 czerwca 2011 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Książki towarzyszą mi, odkąd pamiętam. Uwielbiam je nie tylko czytać i analizować, ale także otaczać się ich fizycznym pięknem. Życie bez szelestu przewracanych kartek i zapachu pożółkłych stronic straciłoby wiele ze swojego uroku. Chętnie podzielę się z Wami swoją pasją.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Śmierć pogan się nie ima – recenzja filmu „Czarna śmierć”

Śmierć pogan się nie ima – recenzja filmu „Czarna śmierć”

Miłośnicy średniowiecza nie są w ostatnim czasie rozpieszczani przez filmowców. Dobre filmy, których akcja byłaby osadzona w ich ulubionej historycznej epoce, stanowiły na przestrzeni minionych kilku lat towar mocno deficytowy. „Czarna śmierć” w reżyserii Christophera...

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Ostatnie lata przyniosły fanom horroru wiele godnych odnotowania filmów, choć większość z nich powstała bądź w Stanach Zjednoczonych, bądź w odległej Azji. Kino grozy na Starym Kontynencie, choć posiada grono silnych reprezentantów, nadal nie ma się tak, jak można by...