Przyglądając się hollywoodzkim horrorom kręconym na przestrzeni ostatnich kilku lat, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystkie one są do siebie bardzo podobne. Wprawdzie przez jakiś czas mieliśmy do czynienia z okresem, w którym amerykańskie produkcje grozy praktycznie zdominowały nasze kina, jednak trudno było znaleźć wśród nich obraz rzeczywiście godny uwagi. Wszystko wskazuje na to, że zła passa amerykańskich twórców horroru trwa – “Nienarodzony” to kolejna wybitnie nieudana produkcja.
Mały żydowski chłopiec, który podczas II wojny światowej był ofiarą nazistowskich eksperymentów, został spalony w obozie zagłady. Jego duch szuka jednak ciała, w którym mógłby się odrodzić. W ten sposób trafia na Casey Beldon, nastoletnią dziewczynę, którą regularnie nawiedza. Dręczona koszmarami, zwraca się o pomoc do rabina Sendaka. Tylko on, dzięki pradawnym, żydowskim egzorcyzmom jest w stanie uwolnić duszę chłopca od wiecznych mąk. Wyzwolenie Casey z koszmaru w jakim się znalazła nie będzie jednak takie proste, jak początkowo się wydaje.
Opowiedziana w filmie historia jest wbrew pozorom dość sztampowa i oklepana. Pomijając to, że straszący duch należy do dawnego więźnia obozu koncentracyjnego, nie ma w tym filmie nic, co wyróżniałoby go na tle dziesiątek podobnych produkcji. Paradoks koszmaru, jaki spotkał Casey polega na tym, że dla widza wcale nie jest on koszmarny – kolejne sceny ogląda się bez większego zainteresowania. Fabule brakuje porządnego początku i sensownego zakończenia. Patrząc na wspomniane we wstępie nowe, hollywoodzkie horrory można wręcz odnieść wrażenie, że nie można dziś zrobić filmu, w którym twórcy zamknęliby sobie drogę do ewentualnego sequelu. Zakończenia są tak konstruowane, że w wypadku finansowego sukcesu obrazu, możliwa będzie kontynuacja.
Aktorstwo w “Nienarodzonym” nie powala. Odtwórczyni głównej roli, Odette Yustman, spisuje się dobrze, ale nic ponadto. Wykonuje po prostu swoje zadanie tak, jak powinna, jednak nie pokazuje nic, czym mogłaby sobie zasłużyć na szczególne wyrazy uznania. Nie inaczej jest z pozostałymi aktorami. Nawet słynny Gary Oldman spisuje się dość przeciętnie, choć niewykluczone, że dzieje się tak dlatego, iż na szczególne popisy nie pozwala mu scenariusz, który przewiduje niewiele scen z jego udziałem.
Nie ma nic gorszego niż horror, który nie straszy. Niestety, “Nienarodzony” do takich właśnie horrorów się zalicza. Filmu Davida Goyera jako kina grozy nie broni nic: ani przeciętna muzyka, która powinna budować napięcie, a tego nie czyni, ani nudne dialogi, ani przewidywalna historia. W szczególności zaś nie ratują go liczne jump-sceny i kopiowanie pomysłów z innych produkcji (np. powykręcana postać schodząca ze schodów w “Klątwie”). Rozwiązania te dawno już się opatrzyły i są to obecnie najbardziej prymitywne zagrania.
Trudno więc wystawić “Nienarodzonemu” ocenę wyższą niż 2/10. Przed najniższą z możliwych not ratuje go nie najgorsza gra aktorów, uroda głównej bohaterki oraz słynny plakat promujący film, który przysporzył mu popularności na długo przed premierą. Ogólnie rzecz biorąc – nie polecam. Pójście na “Nienarodzonego” do kina to przede wszystkim strata pieniędzy, zaś obejrzenie go w domu na DVD to co najmniej marnotrawstwo czasu.
Ocena: 2/10
Tytuł: Nienarodzony
Tytuł oryginału: The Unborn
Kraj: USA
Data premiery: 2009
Czas projekcji: 87 minut
Reżyseria: David S. Goyer
Scenariusz: David S. Goyer
Obsada: Odette Annable, Gary Oldman, Cam Gigandet, Meagan Good, Idris Elba
Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 10 stycznia 2010 roku.