Krwawe wyścigi – recenzja gry “Carmageddon II – Carpocalypse Now”

sty 9, 2025 | Pokój gier

Oskarżenia o oswajanie odbiorców z brutalnością i przemocą padają wobec gier komputerowych dość często. Wszyscy dobrze wiemy, że protesty środowisk stawiających sobie za cel ochronę młodzieży przed ich rzekomo szkodliwymi skutkami bardzo często są zupełnie bezpodstawne. Są jednak produkcje, które na sporządzane przez nie czarne listy trafiły całkowicie zasłużenie. Wśród nich czołowe miejsce zajmuje „Carmageddon”.

Na pozór mogłoby się wydawać, że dzieło programistów ze Stainless Games to całkiem typowe samochodowe wyścigi. Witający gracza główny ekran zawiera wszystko to, co znajdujemy na ogół w różnorakich ścigałkach: opcję wyboru samochodu, wyboru trasy, a także wskaźnik dostępnych funduszy, które w przyszłości będą mogły być wydawane na nowe auta. Wystarczy jednak uruchomić pierwszy wyścig, by przekonać się, że „Carmageddon II – Carpocalypse Now” w niczym nie przypomina zwyczajnej gry tego typu.

Owszem, wyścig można ukończyć w zupełnie typowy sposób, jeżdżąc od checkpointu do checkpointu, zgarniając po drodze premie czasowe i wykonując określoną liczbę okrążeń. Jednak spoglądając na poczynania naszych rywali, szybko przekonujemy się, że wszystkie te punkty kontrolne i okrążenia są przez nich całkowicie ignorowane. Wraz ze startem zaczyna się bowiem prawdziwa rzeź! Po co jeździć w kółko, zmierzając do mety, skoro zwycięstwo można odnieść także, gdy wszyscy rywale zostaną doszczętnie zniszczeni? Dlaczego kłopotać się szukaniem na trasie bonusów w postaci dodatkowych sekund, skoro to samo można uzyskać niszcząc wozy przeciwników i masakrując pod kołami naszego samochodu Bogu ducha winnych przechodniów i zwierzaki?

Rozgrywka jest krwawa, brutalna, nieskomplikowana, a przy tym niesamowicie grywalna. Widok ludzi rozpryskujących się na krwawą miazgę, tracących kończyny po zderzeniu z ważącym kilkaset kilogramów pojazdem, początkowo wydaje się odstręczający – z czasem jednak, spoglądając tylko na zegar nieustannie odliczający czas oddzielający od porażki, traci się wszelkie skrupuły. Mało tego: w im bardziej efektowny sposób odsyła się ich na tamten świat, na tym lepsze profity w postaci większej ilości dodatkowych sekund oraz kredytów można liczyć. Zwykłe rozjechanie delikwenta to zaledwie kilkaset sztuk carmageddonowej waluty. Jeśli jednak uda nam się „spaść” pechowcowi podwoziem na głowę, zepchnąć go z przepaści czy przewieźć go na masce przez kilkadziesiąt metrów, by następnie zahamować i pozwolić mu rozbić się na skale, kredytów będzie znacznie więcej. To samo zresztą tyczy się zwierząt. W zależności od trasy, na której akurat się ścigamy, pod kołami naszego auta zginąć mogą najróżniejsze okazy fauny. W zimowej scenerii są to pingwiny, przemierzając las tu i ówdzie natkniemy się na jelenie, w pobliżu gospodarstw – krowy, zaś pędząc po mieście nieraz rozbijemy na naszej masce bezpańskiego psa. O ile jednak ludzie i zwierzęta często sami pchają się pod koła naszego wozu, o tyle innych kierowców cechuje wysoki poziom inteligencji. Rywale robią, co mogą, by nie pozwolić się staranować, unikają wpychania w pułapki, a niejednokrotnie sami są w stanie przeprowadzić składny, inteligentny atak. Nie są jedynie łowną zwierzyną i zmuszają gracza, by cały czas miał się na baczności.

Samą rozgrywkę w znaczący sposób urozmaicają rozsiane po każdej planszy znajdźki. Te najzwyklejsze i najczęściej spotykane dodają nam jedynie czasu i pieniędzy. Nie brakuje jednak bonusów dowodzących niesamowitej kreatywności twórców gry. Niektóre znajdowane na trasie paczuszki pozwalają, na przykład, przez określony czas zionąć ogniem w kierunku mijanych przechodniów, razić ich prądem, bądź wyrzucać w przestrzeń za pomocą potężnych sprężyn. Inne zawierają pociski, którymi możemy strzelać do pozostałych uczestników wyścigu lub też plamy oleju, idealnie nadające się do unieruchomienia ścigających nas rywali. Niektóre znajdźki mają totalnie odjechane efekty: sprawiają, że przechodnie sami rzucają się nam pod koła, innym razem nienaturalnie powiększają ich głowy, a niekiedy można natknąć się na paczki czasowo czyniące ich nieśmiertelnymi. Naturalnie, poza bonusami przynoszącymi graczowi korzyści, są i takie, co do działania których nie możemy być pewni. Niektóre okazują się bowiem przykrymi niespodziankami i wywołują bardzo niepożądane efekty: bywa, że odwracają działanie klawiszy sterowania, inne sprawiają, że nasz wóz odbija się od elementów otoczenia niczym piłeczka we fliperach. Ilekroć decydujemy się zgarnąć jakiś bonus, podejmujemy pewne ryzyko – choć przyznać trzeba, że na ogół bardzo ono popłaca.

Lokacje, w których odbywają się wyścigi, są bardzo zróżnicowane. Nie sposób narzekać na nudę. Obok typowych, miejskich krajobrazów, niejednokrotnie przyjdzie nam wybrać się na prowincję, innym razem odwiedzimy zaśnieżone góry, by wreszcie przenieść się na upalne rubieże Ameryki Południowej, gdzie możemy ścigać się, podziwiając wyrastające na horyzoncie azteckie piramidy. Kilka etapów odbywa się na pokładzie ogromnego lotniskowca, gdzie jazdę utrudniają startujące i lądujące samoloty, trafimy też na port lotniczy, a nawet… do wesołego miasteczka, gdzie – jeśli tylko graczowi przyjdzie na to ochota – będzie można pokonywać trasę kolejki górskiej. Niemal każda plansza usłana jest elementami pozwalającymi na efektowne wyskoki czy upadki z wysokości. Wyczynianie co bardziej wymyślnych ewolucji wymaga wprawdzie nieco wprawy, jednak warto próbować swoich sił, gdyż udane próby często owocują dodatkowymi kredytami.

Dodatkowym aspektem uniemożliwiającym wdarcie się do gry choćby nuty monotonii, jest całkiem pokaźny wybór dostępnych samochodów. Poszczególne wozy różnią się między sobą parametrami i rozmiarami, niekiedy w skrajny wręcz sposób. Mamy tu niewielkie łaziki, jak i ogromne ciężarówki. Auta stylizowane na wozy sportowe, jak i zupełnie kuriozalne wehikuły, które w niczym nie przypominają samochodów, jakie widzimy zwykle na ulicach miast. Niektóre wyposażone w tarany, inne w zębate koła tnące karoserię rywali, jest i specyficzny wóz w kształcie szpikulca, przypominający do pewnego stopnia bolid formuły 1, a którego kierowca nosi wymowne imię Vlad. Samochody możemy kupować za zdobyte w trakcie wyścigów kredyty. Nie brakuje tanich propozycji, ale są i pojazdy, które każą na siebie długo i żmudnie oszczędzać. Trudno oprzeć się wrażeniu, że auta są bardzo niewyważone: za podobną ilość kredytów można kupić zarówno mocny, siejący postrach wóz, jak i auto, które ze względu na specyfikę swoich parametrów, bądź budowy, nie nada się zbytnio do brania udziału w demolce. Co szczególnie ciekawe – wolno nam kupować tylko wozy, które zniszczyliśmy w toku rozgrywki. Jeśli zdecydowaliśmy się przejść dany etap bez rozwałki i po prostu pokonać określoną liczbę okrążeń, nie będziemy mogli wejść w posiadanie auta, którego uprzednio nie wyeliminowaliśmy z gry. Nawet, jeśli mamy wystarczającą ilość funduszy.

„Carmageddon II – Carpocalypse Now” pozwala wziąć udział w 40 różnych wyścigach, które podzielono na 10 grup. Każda z nich dzieli się na trzy „zwyczajne” etapy oraz tak zwaną „misję”. Owe zwyczajne etapy to nic innego jak wyścigi, w których po prostu musimy zwyciężyć – najlepiej poprzez zniszczenie wszystkich rywali. Z misjami sprawa jest bardziej skomplikowana. Czasem polegają one na skakaniu po dachach wieżowców i niszczeniu satelitów w określonym czasie. Innym razem musimy w ciągu zaledwie kilku minut znaleźć i wytłuc rozsianych po całej planszy zbiegów ze szpitala psychiatrycznego. W jeszcze innym przypadku twórcy wystawiają na próbę naszą umiejętność prowadzenia pojazdu i po prostu każą przejechać określoną trasę, mieszcząc się w ramach czasowych. Dopiero po ukończeniu danej misji odblokowujemy kolejną grupę, a co za tym idzie – nowe wyścigi. W praktyce, by ukończyć „Carmageddon II – Carpocalypse Now”, potrzeba dobrych kilkunastu, a dla mniej wprawionych graczy nawet kilkudziesięciu godzin grania. A dodać trzeba, że jest to tytuł z gatunku tych, które nie nudzą się po jednokrotnym ukończeniu.

Choć od premiery gry dzieli nas już szmat czasu, bo blisko dwadzieścia lat, to strona wizualna nadal prezentuje się przyzwoicie. Oczywiście, grafika mocno się zestarzała, jakość tekstur nijak ma się do dzisiejszych tytułów, wyjątkowo kiepsko zaś wyglądają przechodnie (choć dużo lepiej rzecz ma się z ich animacją). Niemniej, nie uświadczymy tu żadnej „pikselozy”: mimo niewielkiej szczegółowości, tekstury są wyostrzone i nie powinny wpłynąć negatywnie na poczucie estetyki u współczesnego gracza. Rozczarowująca jest natomiast oprawa muzyczna, a właściwie jej brak. Gra taka jak ta aż prosi się, by wzbogacić ją żywiołowym, rockowym brzmieniem, podkreślającym klimat rozgrywki. Niestety, jedynym, co słyszymy podczas gry, jest warkot silników, huk eksplozji i krzyki przerażonych przechodniów.

„Carmageddon II – Carpocalypse Now” to brutalna, krwawa i całkowicie odjechana jazda bez trzymanki. Gra, która pomimo upływu lat nadal cieszy się niemałą popularnością, a grafika jest jedynym jej elementem, o którym można powiedzieć, że w jakimkolwiek stopniu się zestarzał. Tytuł, do którego wraca się regularnie i nad wyraz chętnie, pozwalający oddać się niezobowiązującej, psychodelicznej rzezi, przeznaczony jednak tylko i wyłącznie do dojrzałych, w pełni zrównoważonych odbiorców.

Ocena: 9/10

Producent: Stainless Games

Wydawca: Interplay

Data premiery: 8 listopada 1998

Wymagania sprzętowe: Pentium 200MHz, 32 MB RAM, 4MB akcelerator 3D, DirectX 6, 200MB HDD

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...