Temat opętań, egzorcyzmów i działania złych mocy pośród śmiertelników nadal inspiruje hollywoodzkich twórców. Po przeciętnym „Egzorcyście: Początek”, bardzo dobrych „Egzorcyzmach Emily Rose” oraz rozczarowujących „Egzorcyzmach Dorothy Mills”, na ekrany polskich kin zawitał „Rytuał” szwedzkiego reżysera, Mikaela Hafstroma. Jakiś czas temu spróbował on już swoich sił w horrorze. W 2007 roku pojawił się jego „1408”, ciepło przyjęty przez miłośników gatunku. Kiedy więc pojawiły się informacje, że kolejnym dziełem będzie film grozy traktujący o egzorcyzmach, ze słynnym Anthonym Hopkinsem w czołówce obsady, wielu miłośników kina z niecierpliwością oczekiwało dnia premiery.
„Rytuał” opowiada o losach Michaela Kovaka, ucznia seminarium duchownego, który w toku studiów staje się coraz bardziej sceptyczny wobec nauk głoszonych przez Kościół. Podejmuje decyzję o odejściu z seminarium. Zaprzyjaźniony z nim ojciec Matthew prosi go, by odłożył w czasie ten wybór i udał się do Rzymu na organizowane przez Watykan szkolenia dla egzorcystów. Nie mając nic do stracenia, Michael przystaje na tę propozycję i trafia do stolicy Włoch. Tam poznaje ekscentrycznego egzorcystę, ojca Lucasa Trevanta, któremu asystuje w odprawianiu religijnych rytuałów. Racjonalistyczne poglądy Michaela zostają wystawione na ciężką próbę, kiedy ogląda zjawiska nie dające się wyjaśnić ludzkiemu rozumowi.
Mikael Hafstrom z kolejnej ambitnej próby wyszedł obronną ręką. Jego najnowszy film raczej nie przejdzie do historii jako klasyk gatunku, ale jest kilka powodów dla których warto zwrócić na niego uwagę. Jednym z najważniejszych jest podejście reżysera do tematu. W „Rytuale” temat egzorcyzmów został potraktowany całkiem serio, bez niepotrzebnego wzbogacania filmu o elementy fantastyczne. Twórcy ani przez moment nie mrużą oka do odbiorcy. Nie pozwalają mu ani na chwilę pomyśleć, że to, co ogląda na ekranie, jest jedynie wymysłem ludzkiej wyobraźni. Zapowiedź pojawia się już na początku filmu, gdy na ekranie widnieją słowa Jana Pawła II, dotyczące faktycznego obcowania złych mocy w otaczającym nas świecie. Dodatkowo powiedzieć trzeba, że główni bohaterowie – ojciec Trevant oraz Michael Kovak – nie są postaciami wymyślonymi na potrzeby scenariusza. Mają swoich odpowiedników w rzeczywistości, a ich losy stały się niejako inspiracją dla twórców „Rytuału”. Tak poważne i merytoryczne podejście do tematu stanowi atut filmu. Autorzy pozostają w tej materii konsekwentni aż do napisów końcowych.
Wśród obsady „Rytuału” znaleźli się aktorzy o różnym filmowym dorobku i osiągnięciach. Jej perłą jest niewątpliwie Anthony Hopkins, który przed laty rewelacyjnie zagrał Hannibala Lectera. W „Rytuale” udowadnia, że ciągle zachowuje świetną aktorską formę. Postać ekscentrycznego ojca Trevanta, jaką powierzył mu reżyser, stała się za jego sprawą ozdobą filmu. Niewątpliwie jest jednym z tych elementów „Rytuału”, które na długo zapiszą się w pamięci widzów. Na tle Hopkinsa dość blado wypada Colin O’Donoghue, który wcielił się w głównego bohatera. Wprawdzie ze swojego zadania nie wywiązuje się źle, jednak różnica poziomu gry aktorskiej między nim a Hopkinsem, zwłaszcza w ich wspólnych scenach, jest nad wyraz widoczna. O’Donoghue nie jest jeszcze filmowym weteranem i wziąwszy pod uwagę fakt, iż była to dopiero druga w jego życiu rola w pełnometrażowej produkcji, pewne braki można mu wybaczyć. Ciekawą rolę miała w filmie także Alice Braga, wcielająca się w postać młodej dziennikarki Angeliny. Równie utalentowana, co urodziwa, wybijała się szczególnie na tle żeńskiej części obsady. Ogólnie rzecz biorąc – aktorzy prezentują dość zróżnicowany, ale ostatecznie stosunkowo wysoki poziom.
Tych, którzy wybierając się na „Rytuał” mają nadzieję obejrzeć widowiskowy i efekciarski, tudzież brutalny horror, spotka zawód. W scenach egzorcyzmów nie uświadczą nic ponad to, co można znaleźć we wspomnieniach duchownych odprawiających podobne rytuały. Pojawia się zresztą w filmie scena, gdy ojciec Trevant, widząc zaskoczonego schematycznym przebiegiem rytuału Kovaka, zwraca się do niego: „A co, spodziewałeś się odwracającej się głowy?”. Tego typu fajerwerków w „Rytuale” nie ma. Nie ma też oklepanych motywów w rodzaju unoszącego się nad łóżkiem ciała. Są za to nienaturalnie powykręcane kończyny, demoniczne głosy opętanych i soczyste bluźnierstwa rzucane w stronę odprawiających egzorcyzmy księży. Mimo tego, iż twórcy nie pozwalają sobie na puszczenie wodzy fantazji, to niektóre sceny, by wspomnieć choćby finałową lub wypędzanie demona z ciężarnej kobiety, nie dają o sobie łatwo zapomnieć.
Jako horror, najnowszy film Mikaela Hafstroma jest przeciętny. Nie brakuje w nim scen mogących zjeżyć włos na głowie oglądającego, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, iż przestraszenie widza nie było głównym celem, jaki postawili przed sobą twórcy. Z pewnością można im pogratulować dobrze wykonanej pracy, jeśli w ich zamiarach leżało nakręcenie interesującego filmu o kryzysie wiary, w mocno paranormalnej oprawie. Wszystko to wzbogacone dobrym aktorstwem, świetnymi zdjęciami i niezgorszą oprawą muzyczną. Szkoda jednak, iż zwroty akcji, o które pokusili się scenarzyści, stają się w pewnym momencie łatwo przewidywalne, przez co widz jest w stanie bardzo szybko przejrzeć wszystkie tajemnice, jakie skrywa przed nim opowiedziana w filmie historia.
Ocena: 7/10
Tytuł: Rytuał
Tytuł oryginału: The Rite
Kraj: USA, Węgry, Włochy
Data premiery: 2011
Czas projekcji: 114 minut
Reżyseria: Mikael Hafstrom
Scenariusz: Michael Petroni
Obsada: Anthony Hopkins, Colin O’Donoughe, Alice Braga, Ciaran Hinds, Toby Jones, Ruther Hauer
Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 2 listopada 2012 roku.