Nie tylko “Maleus Maleficarum” – wybrane dzieła, które kształtowały historię polowań na czarownice

paź 25, 2024 | Aktualności, Gabinet

Zakończona niedawno lektura “Polowań na czarownice” autorstwa Roberta Thurstona skłoniła mnie do tego, aby bliżej przyjrzeć się utworom i publikacjom, które na przestrzeni dziejów miały istotny wpływ na przebieg prześladowań osób oskarżonych o uprawianie magii. O “Maleus Maleficarum” słyszał każdy, lub prawie każdy. Ale zaręczam, że słynna praca Kramera, choć z pewnością najpowszechniej znana, nie jest jedyną, której warto się bliżej przyjrzeć.

I. Heinrich Kramer – “Młot na czarownice” [Maleus Maleficarum]

“Młot na czarownice”, słynny “Maleus Maleficarum”, jest bodaj najlepiej znanym traktatem dotyczącym czarownictwa. Ukazał się w 1487 roku, a więc formalnie jeszcze w epoce średniowiecza, a jego autorem był dominikański inkwizytor Heinrich Kramer. Nie można jednak wykluczyć, że Kramer napisał go wspólnie z innym inkwizytorem – Jakobem Sprengerem. Praca była w swoim czasie bardzo rozpowszechniona na obszarze niemal całej Europy. Doczekała się licznych wydań oraz przekładów, a tezy w niej zawarte trafiły na podatny grunt zarówno w krajach katolickich, jak i protestanckich.

Zdaniem Roberta Thurstona, “Młot na czarownice” nie wnosił jednak nic nowego do wizerunku stereotypowej czarownicy. Jednym z dowodów na to, miał być fakt, że Kramer ponad siedemdziesięciokrotnie cytował w swoim dziele “Formicariusa” Johannesa Nidera. Sprytnym zabiegiem Kramera, mającym wzmocnić wiarygodność publikacji i nadać jej szczególną rangę, było poprzedzenie właściwej treści “Młota na czarownice” treścią papieskiej bulli Innocentego VIII z 1484 roku. W efekcie niejeden odbiorca mógł być przekonany, że pod wywodem fantatycznego dominikanina podpisał się sam papież – co nie było prawdą.

Skala mizoginizmu, jaki wyłania się z kart “Młota na czarownice”, jest wręcz porażająca. Na łamach “Polowań na czarownice” znajdujemy szereg wymownych cytatów:

“Wszelka niegodziwość jest niewielka w porównaniu z niegodziwością kobiety (…). Czymże jest innym kobieta niż wrogiem przyjaźni, nieuchronną karą, złem koniecznym, naturalną pokusą, pociągającą katastrofą, niebezpieczeństwem w domu, smakowitym uszczerbkiem, złem natury, pomalowanym w czyste kolory! (…) korzeniem wszystkich kobiecych przywar jest chciwość (…). Kobiety łatwo sprowokować do nienawiści (…) Są bardziej łatwowierne; a ponieważ głównym celem diabła jest zniszczenie wiary, dlatego wybiera je chętniej za cel ataku (…). Kobiety są z natury bardziej podatne na wpływy, łatwiej ulegają wpływom bezcielesnego ducha (…) niegodne są zaufania (…) a ponieważ są słabe, znajdują łatwy i tajemny sposób utwierdzenia siebie za pomocą czarownictwa (…) Ponieważ są słabsze zarówno na umyśle, jak i ciele, nie jest dziwne, że łatwiej ulegają powabom czarownictwa. (…) Kobiety pod względem intelektualnym są jak dzieci (…). [Kobieta] zawsze oszukuje”.

Co więcej, zdaniem Kramera kobieta jest

“bardziej cielesna niż mężczyzna, co jasno widać z wielu jej cielesnych obrzydlistw”

a ponadto:

“wszelkie czarownictwo bierze się z cielesnej lubieżności, która u kobiet jest nienasycona”.

Traktat autorstwa Kramera spotykał się z różnymi opiniami już wśród jemu współczesnych. Dominikanin zresztą był postacią kontrowersyjną – dwukrotnie w ciągu swojej kariery był sprawcą skandali związanych z defraudacją kościelnych funduszy. Fakt, że nie ponosił srogich konsekwencji, uzasadnia się zwykle poparciem, jakiego udzielił papieżowi Sykstusowi IV w czasie, kiedy coraz silniejsze były w Kościele tendencje koncyliarystyczne. Sykstus IV ułaskawił go wówczas, jednak do dziś uważa się, że była to decyzja czysto polityczna.

Jak wskazuje Thurston, “Młot na czarownice” przedrukowywany był w “dwóch falach w latach 1486-1520 i 1574-1621” – co oznacza, że traktat Kramera nie był wznawiany przez okres niemal pół wieku, kiedy w sposób szczególny rozgorzały polowania na czarownice. Daje to także podstawy, by sądzić, że wpływ “Młota na czarownice” na świadomość ówczesnych może być mimo wszystko przeceniany.

II. Johannes Nider – “Formicarius”

“Formicarius” został napisany podczas soboru florenckiego w latach 1436-1438, a wydrukowany prawie trzydzieści lat później, bo w 1475 roku. To druga w dziejach książka, dotycząca czarownictwa, która ukazała się drukiem. Jej tytuł nawiązywał do szóstego rozdziału Księgi Przysłów – z języka łacińskiego “formicarium” to kolonia mrówek. Johannes Nider użył tej przenośni do opisania harmonijnego społeczeństwa. Dzieło przyjmuje formę dialogu pomiędzy uczniem, a mistrzem. Uczeń to osoba ciekawa świata, ale leniwa i chętnie korzystająca z cudzych doświadczeń. Z kolei mistrz – to człowiek doskonale obyty w sprawach teologii, najprawdopodobniej zresztą alter ergo autora.

Temat czarów i czarownictwa Nider porusza dopiero w piątej części książki. Nie ma w niej mowy o takich wynalazkach, jak sabaty, umiejętność latania, czy seksualne orgie. Zarazem jednak z “Formicariusa” wyłania się obraz czarowników jako ludzi zdolnych do wyjątkowych okrucieństw, takich jak zjadanie dzieci, czy przygotowywanie specjalnych substancji umożliwiających adeptom czarownictwa zdobywanie szczególnych mocy czy umiejętności.

Co ciekawe, w “Formicariusie” Nider zrywał z dotychczas rozpowszechnioną sylwetką osoby parającej się czarownictwem. Do tej pory uważało się, że była to domena wykształconych, obytych w świecie mężczyzn. U Nidera jest to zazwyczaj kobieta, na ogół starsza i niewykształcona. Celem autora “Formicariusa” nie było rozpętanie strachu przed czarownicami i wzmożenie polowań na nie, choć czarownictwo miał opisywać jako “okropne zagrożenie” dla ludzkości. Dzieło powstało raczej jako podręcznik dla duchownych, który miałby znaleźć praktyczne zastosowanie w kazaniach, a jego treść motywować do reformy i jak najlepszego zorganizowania chrześcijańskiego społeczeństwa – nawiązania do “kolonii mrówek” nie jest tu wszakże przypadkowe. Jednak trzeba zaznaczyć, że Nider miał istotny udział w wykreowaniu wizerunku stereotypowego, z dzisiejszego punktu widzenia, portretu czarownicy. Jak pisał:

“istnieją w naturze trzy rzeczy, które (…) dochodzą do najwyższych szczytów zarówno w dobrym, jak w złym. Rzeczami tymi są: język, duchowny i kobieta; każde z nich jest najlepsze, dopóki prowadzi je dobry duch, ale staje się najgorsze, gdy prowadzone jest przez złego ducha”.

A tak się składa, że kobiety w opinii Johannesa Nidera miały dużo większą skłonność, aniżeli mężczyźni, do popadania w tak odrażające praktyki, jak właśnie czarownictwo.

III. Nicolas Eymeric – “Directorium inquisitorum”

Napisany przez katalońskiego teologa Nicolasa Eymerica w 1376 roku, był jednym z najważniejszych podręczników skierowanych do inkwizytorów. Składał się z trzech cześci: w pierwszej z nich Eymeric wykładał dokładnie katolicką doktrynę, w drugiej przytaczał i powoływał się na najważniejsze dekrety papieskie, dotyczące herezji przeciw wierze katolickiej oraz funkcjonowaniu mającej je ścigać inkwizycji. W trzeciej i ostatniej wykładał natomiast szczegółowo, jak powinno wyglądać ściganie herezji, w jaki sposób przeprowadzać proces i z jakimi wyzwaniami może spotkać się na swojej drodze osoba ścigająca czarowników. “Directorium inquisitorum” powstało w sporej mierze na podstawie treści materiałów i dowodów, które Nicolas Eymeric w trakcie swojej inkwizytorskiej kariery konfiskował osobom oskarżonym o czary. Wśród licznych praktyk, o których była w nim mowa, występowało chrzczenie obrazów, palenie zwłok zwierząt, czy przyzywanie duchów. Nie ma natomiast wzmianek o takich przymiotach czarownic, jak umiejętność latania, czy organizowanie sabatów, ani wyrządzaniu komuś krzywdy na rozkaz samego diabła.

Jak wskazuje Robert Thurston, “Directorium inquisitorum” “mieściło się w obrębie dawnych koncepcji na temat przyzywania diabła lub oddawania mu czci”.

Był to jeden z najbardziej rozpowszechnionych podręczników dotyczących czarów i ich zwalczania przez inkwizytorów. Znano go dobrze nie tylko na terenie Hiszpanii, skąd pochodził autor, ale także na obszarze dzisiejszych Niemiec, a nawet Polski. Do dnia dzisiejszego zachowało się 25 rękopisów “Directorium inquisitorum”, rozsianych po bibliotekach i muzeach całej Europy.

IV. Ponce Feugerynon – “Errores Gazariorium”

Wyjątkowo krótka, bo licząca zaledwie sześć stron tekstu praca, powstała około roku 1435, a jej autorstwo przypisuje się Ponce’owi Feugeyronowi. Pełny tytuł dokumentu brzmiał: “Błędy katarów, żywiących przekonanie, że jadą na miotle albo na żerdzi”, co samo w sobie daje pewien pogląd na zawarte w nim treści. Na tych zaledwie sześciu stronach autor wyraził przekonanie o istnieniu sekt czarowników, udających się regularnie na sabaty, po to, by oddawać cześć diabłu, kopulować z demonami i odbierać rozkazy od sił nieczystych, w jaki to sposób uprzykrzać życie bogobojnym bliźnim.

Jak wskazuje Thurston, niewielka objętość pracy pozwoliła na stosunkowo łatwe i szerokie jej upowszechnienie, a mimo, że teoretycznie opisane w niej herezje odnoszono do sekty katarów, to tezy trafiały na podatny grunt i z łatwością były odnoszone także do innych rodzajów herezji.

V. Reginon z Prum – “Canon Episcopi”


To nie tyle książka, a zaledwie krótka, lecz dość istotna instrukcja, którą benedyktyn Reginon z Prum sporządził około 906 roku dla katolickich biskupów. Reginon podkreślał, że diabeł w rzeczy samej może objąć we władanie ludzki umysł i polecał, aby osoby podejrzewane o stosowanie magii były wypędzane ze społeczności – przy czym, jeśli wierzyć późniejszym opracowaniom, chodziło tu raczej o ekskomunikę i wykluczenie ze wspólnoty wiernych, aniżeli fizyczne odrzucenie.

Jednocześnie, treść “Canon Episcopi” głosiła, że takie przymioty czarownic, jak chociażby nocne loty na sabat, przemiany w dzikie zwierzęta czy nocne procesje duchów są jedynie fantazją i wytworem ludzkich wyobraźni. Z tego powodu w późniejszych wiekach dokument ten często odrzucano, jako nieprzystający do aktualnych wyobrażeń na temat czarostwa i osób parających się magią. Na poparcie przywoływano wówczas nauki św. Tomasza z Akwinu oraz św. Augustyna, z których pism jasno wynikało, że obecność i działanie Szatana na śmiertelników jest jak najbardziej realne.

VI. Jakub VI – “Daemonologie”

Książka w niniejszym zestawieniu o tyle niezwykła, że jedyna napisana przez monarchę. W 1597 roku opublikował ją nie kto inny, jak król Szkocji Jakub VI. Rozprawa ma formę dialogu sokratejskiego i podejmuje temat nekromancji, czarnej magii i wróżbiarstwa. Znalazło się w niej miejsce na klasyfikację demonów, wskazanie różnic pomiędzy różnymi rodzajami praktyk magicznych, a także metod, jakimi siły nieczyste miały posługiwać się, by brać we władanie mężczyzn. Wymowa utworu jest jednoznaczna – Jakub VI, który ledwie kilka lat poźniej objął tron Anglii, jednoznacznie poparł w nim polowania na czarownice.

Nie brakuje poszlak wskazujących, że “Daemonologie” miały stanowić dla Szekspira bezpośrednią inspirację do napisania Makbeta. Co ciekawe, początkowy zapał króla do polowania na czarownice osłabł stosunkowo szybko. Zdaniem Roberta Thurstona stało się to wkrótce po tym, jak władca zdał sobie sprawę, iż proceder wymyka się spod kontroli władz centralnych i ówczesne legislacje pozwalały każdemu właścicielowi ziemskiemu na organizowanie śledztw i tortur we własnym zakresie.

VII. Ulrich Tengler – “Nowe zwierciadło dla świeckich” [Neuer Layenspiegel]

Pracę tę w dwóch wydaniach – w latach 1510 oraz 1511 – opublikował w Strasburgu niemiecki sędzia, Ulrich Tenngler. Krytykował w niej podejście części prawników, poddających w wątpliwość istnienie wiedźm, czarów i ich realny wpływ na ludzkie życie. W “Nowym zwierciadle dla świeckich” Tenngler czerpał dużo ze słynnego, opublikowanego ponad dwie dekady wcześniej “Młota na czarownice” Heinricha Kramera, jednak dodał wiele własnych, jeszcze bardziej szalonych, z dzisiejszej perspektywy, spostrzeżeń. Tenngler był święcie przekonany o istnieniu czarownic, czarnej magii, a nawet smoków, gryfów i podobnych kreatur rodem z najpotworniejszych bestiariuszy z epoki. Jego opinie w tym temacie, jako należące do poważanego prawnika, były traktowane jak najbardziej poważnie i udało mu się osiągnąć cel, jakim było rozpopularyzowanie dzieła wśród ówczesnych elit. “Nowe zwierciadło dla świeckich” doczekało się aż 13 wydań do roku 1560 i znalazło drogę do biblioteczek licznych sędziów i rajców miejskich, kształtując ich pogląd na czarownice i ich działalność w otaczającym świecie.

VIII. Nicolas Remy – “Demonolatria”

Opublikowany w 1595 roku w Lyonie, był to traktat, który prawdopodobnie w największym stopniu wpłynął na polowania na czarownice na obszarze Alzacji. Autor zadedykował go kardynałowi Karolowi De Guise i chociaż “Demonolatria” wnosiła niewiele w kwestii wyobrażeń dotyczących diabła i działania sił nieczystych, to zdaniem Roberta Thurstona, “dzięki bogactwu szczegółów, żywości pióra i ogromnej liczbie omawianych przypadków książka cieszyła się popularnością i była wielokrotnie przedrukowywana oraz cytowana w innych dziełach”. Nicolas Remy utrzymywał, że sam zbadał ponad 900 przypadków procesów czarownic, które zakończyły się śmiercią oskarżonych. Remy był całkowicie przekonany o poważnych zagrożeniach, jakie wiązały się z działalnością czarownic i heretyków na chrześcijańskie społeczności. Sprzeciwiał się chociażby postawie Johanna Weyera, który krytykował sens polowań i uważał, że ich ofiarą padają zwykle niewinni ludzie, a najczęściej nieszkodliwe bądź schorowane starsze kobiety. Potwierdzenia swoich tez odnajdywał w licznych dawnych legendach, a nawet dziełach pochodzących ze starożytności – by wspomnieć choćby tylko dzieła Homera.

IX. Johann Weyer – “O oszustwach demonów” [De praestigiis daemonum]

Autor rzeczonej publikacji, będący niderlandzko-niemieckim lekarzem, w chwili, gdy ukazała się ona drukiem w 1563 roku, wywołał niemałe oburzenie w kręgach zajmujących się ściganiem herezji. Wyszedł naprzeciw dominującym w epoce poglądom i otwarcie skrytykował tezy, które siedemdziesiąt lat wcześniej Kramer zawarł w słynnym “Młocie na czarownice”.

Weyer zajmował się demonologią i wprawdzie był przekonany o istnieniu sił nieczystych i o tym, że diabeł wykazuje faktyczną aktywność w świecie, ale zdecydowanie przeciwstawiał się torturom, a same procesy czarownic uznawał za nieludzkie i często doprowadzające do śmierci niewinnych osób. Jak wskazuje Robert Thurston, “Weyer nawoływał do uważnego badania oskarżeń o czarownictwo i apelował wielokrotnie o rozsądek, który przeciwstawiłby się <>”.

Krytykę panujących w swojej epoce poglądów na temat polowań na czarownice wywodził zarówno z gruntu biblijnego i prawnego, jak również w oparciu o logikę oraz zgromadzoną wiedzę medyczną. Weyer wskazywał, że zgodnie z katolickim nauczaniem, Szatan “nie może uczynić niczego bez zezwolenia Boga i niczego, co nie mieści się w ustanowionym przez Niego naturalnym porządku” i z tego powodu “czarownice nie mogą dokonać niczego, co nie mieściłoby się w możliwościach każdej innej ludzkiej istoty”. Weyer podważał też doniesienia o nadludzkich fizycznych możliwościach, które przypisywano czarownicom – dowodził, że rzeczy takie jak wymiotowanie gwoździami, o które czasem je oskarżano, jest niemożliwe, bo doprowadziłoby do śmiertelnego okaleczenia czarownicy. Podobnie sprzeczne z naturą są metamorfozy ludzkiego ciała w wilki, kozły, czy inne zwierzęta.

Jan Weyer wskazywał, że szczególnie niedorzeczne jest prowadzenie śledztw przeciwko kobietom “starszym, o melancholijnym usposobieniu, łatwo ulegającym przygnębieniu i nie pokładającym wiary w Bogu”, a takie właśnie jego zdaniem najczęściej były oskarżane o czary. Jego poglądy przysporzyły mu licznych krytyków, do których w pewnym momencie dołączył sam Jean Bodin i sprawiły, że on sam został oskarżony o zajmowanie się magią – szczęśliwie jednak uniknął procesu, a co za tym idzie – stosu.

X. Michel de Montaigne – “O kulawych”

Jeden z najwybitniejszych francuskich myślicieli epoki renesansu również wypowiedział się w niepochlebnych słowach o idei polowań na czarownice. W opublikowanym w 1588 roku eseju “O kulawych” Montaigne pisał między innymi: “Aby zabijać ludzi, trzeba mieć na to oczywiste i jasne światło: życie nasze jest zbyt realną i istotną rzeczą, aby na nim szukać rękojmi takich nadnaturalnych i fantastycznych wydarzeń”. A za takie przecież uważano występki, których rzekomo miały dopuszczać się czarownice.


Montaigne w tymże eseju twierdził, że w sprawach tak wysokiej wagi, jak szafowanie ludzkim życiem, dużo rozsądniej i bezpieczniej jest ufać zdrowemu rozsądkowi, niż choćby kilku jednakowym relacjom ludzi, rzekomo będących świadkami dopuszczania się przez kogoś innego maleficiów:


“Uszy mi puchną od przeróżnych takich opowiastek: „Trzech ludzi widziało go tego a tego dnia na wschodzie; trzech widziało nazajutrz na zachodzie: o takiej godzinie, w takim miejscu, tak ubranego”: zaiste, nie uwierzyłbym samemu sobie! O ileż wydaje mi się bardziej naturalnym i prawdopodobnym, iż dwóch ludzi kłamie, niż to, że jeden człowiek, w dwunastu godzinach, wędruje, jakoby niesiony wiatrem, ze wschodu na zachód! o ileż bardziej naturalnym, iż sąd nasz wzruszył się na chwilę z miejsca chyżością naszego pomylonego umysłu, niż to, by ktoś z nas miał wzlecieć na miotle, przez komin, z ciałem i kośćmi, mocą jakowegoś obcego ducha! Nie szukajmy zewnętrznych i nieznanych złudzeń, my, którzy nieustannie jesteśmy miotani domowymi i własnymi złudzeniami. Zdaje mi się, iż rzeczą do darowania jest wątpić o cudzie, o tyle przynajmniej, o ile można odwrócić i obalić jego prawdziwość nie cudowną drogą. Jestem zdania św. Augustyna, iż „w rzeczach trudnych do dowiedzenia a niebezpiecznych do wiary, lepiej jest chylić się ku wątpieniu niż ku pewności”.
“Bądź co bądź, bardzo wysoką cenę daje swoim przypuszczeniom, kto dla nich człowieka każe upiec żywcem” – podsumowuje Montaigne. Montaigne, podobnie jak Weyer, był jednym z pierwszych, który – jak wskazuje Robert Thurston – “pragnął sprowadzić dyskusję o czarownictwie na ziemię, rozważając sprawdzalne i możliwe do zaobserwowania zjawiska”. Chociaż ich epoka ciągle była zdominowana przez przeświadczenie o wszechobecności sił nadprzyrodzonych, które w zły lub dobry sposób miały wpływać na życie zwykłych śmiertelników, to nie ma wątpliwości, że Montaigne, poddając krytyce dotychczasowy sposób myślenia i argumentowania w sprawach czarownictwa, zdecydowanie wyprzedzał swój czas.

Co ciekawe, Michel de Montaigne sam miał okazję uczestniczyć w pewnym procesie, w którym o czarownictwo oskarżono dziesięć osób. I chociaż część z nich przyznała się do zarzucanych im czynów, francuski filozof pozostawał nieprzekonany, uważając ich za obłąkanych. W swoich słynnych “Próbach” podsumował to w krótko, acz treściwie: “sprawiedliwość ma swoje własne lekarstwa na takie choroby”.

XI. Friedrich Von Spee – “Cautio Criminalis”

Wydane w 1631 roku dzieło niemieckiego jezuity stanowiło silny głos sprzeciwu w stosunku do polowań na czarownice. Spee miał wątpliwą przyjemność obserwować przebieg prześladowań na terenie Bawarii i innych księstw niemieckich. Był naocznym świadkiem okrucieństw, jakie osobom oskarżonym o czarownictwo gotowali zwolennicy polowań i stanowczo sprzeciwiał się stosowaniu tortur, jako narzędzia nieskutecznego i w toku procesu wcale nie przybliżającego do prawdy. Spee pisał, że “tortury mają moc tworzenia czarownic tam, gdzie ich nie ma”. Podczas procesów w Wurzburgu, w wyniku których życie straciło ponad 200 osób, Spee uczestniczył w sesjach tortur oraz egzekucjach w charakterze spowiednika.

Na łamach “Cautio Criminalis” pisał o swoich doświadczeniach następująco: Jeśli czytelnik pozwoli mi coś tu powiedzieć, przyznaję, że sam towarzyszyłem kilku kobietom w ich śmierci w różnych miejscach na przestrzeni lat i jestem teraz tak pewien ich niewinności, że czuję, że nie ma wysiłku, który nie byłby wart mojego zaangażowania, aby spróbować ujawnić tę prawdę”. Książka początkowo była wydana anonimowo, a jej autorstwo przypisywano “nieznanemu rzymskiemu teologowi”. Wkrótce jednak wyszło na jaw, kto jest jej faktycznym autorem i Spee szybko dał się poznać jako przeciwnik tez, które wcześniej wysnuwali na łamach swoich prac Kramer, czy Nicolas Remy. Nie pozostawiał na ich dziełach suchej nitki, pisząc, że “każda z ich nauk dotyczących czarownic nie opiera się na żadnych innych podstawach, jak tylko na bajkach lub wyznaniach wymuszonych torturami”.

“Cautio Criminalis” było głosem wołającym o reformy prawne i zażegnanie tortur jako metody wyciągania zeznań ze świadków. W sposób szczególny niepokoiła go praktyka denuncjacji przez oskarżonych rzekomych “wspólników”, co często owocowało kaskadą okrucieństwa. Spee twierdził, że zdecydowana większość więźniów przyzna się do wszystkiego, byle tylko uniknąć bólu, a co więcej – gotowi są oni wprost kłamać, byle tylko powstrzymać swoje cierpienie. Jezuita wnioskował o przyznanie prawa do obrony dla każdego oskarżonego, a także zaprzestanie potępiania oskarżonych, którzy nie przyznali się do zarzucanych im czynów i oskarżania ich o “czary milczenia”.

Gwoli ścisłości jednak, Spee nie odrzucał w całości właściwego dla swojej epoki stereotypu czarownicy. Jak wskazuje Robert Thurston, Spee “zgadzał się, że tortury to wynalazek diabła”, a nawet twierdził, że “ci niemieccy sędziowie, którzy prześladują czarownice ze szczególnym zapałem, są agentami diabła – stawiają przed sądem niewinne osoby, aby ocalić prawdziwe czarownice”.

“Cautio Criminalis” szybko doczekał się nowych wydań oraz przekładów na obce języki i okazał się ważnym głosem sprzeciwiającym się polowaniom na czarownice w ich najbardziej okrutnej formie.

XII. Cotton Mater – “Pamiętne zrządzenia opatrzności” [Memorable Providences] oraz “Dziwy niewidzialnego świata [The Wonders of the Invisible World]

Wielebny Cotton Mather to postać wyjątkowa w dziejach Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wszechstronnie wykształcony, światowy, obyty. Teolog, historyk i pisarz, który choć żył na przełomie XVII i XVIII stulecia, z racji swoich rozległych i różnorodnych zainteresowań mógłby być nazywany człowiekiem renesansu – wszak pozostawił po sobie ponad 400 prac z różnych dziedzin.


Ale to tylko jedna strona medalu: tenże sam Cotton Mater doprowadził w 1688 do stracenia irlandzkiej praczki, pani Glover, która miała rzekomo zesłać nieszczęścia na chrześcijańską rodzinę Goodwinów. Cztery lata później był bezpośrednio zaangażowany w procesy w Salem, które zakończyły się śmiercią 19 osób. W książce “Polowania na czarownice” Robert Thurston przywołuje następujący epizod z działalności Mathera: “(…) zjawił się przy szubienicy w Salem i nakłaniał widzów do wyrażenia zgody na egzekucję George’a Burroughsa przez powieszenie. Stojąc z pętlą na szyi, Burroughs wywołał sensację, kiedy zaczął odmawiać prawidłowo Ojcze nasz, czego uczeń Szatana rzekomo nie mógłby uczynić. Mimo to Mather przekonał tłum, aby pozwolił wykonać egzekucję. W tym momencie był już uwikłany w głębokie sprzeczności dotyczące dowodów przeciwko oskarżonemu”.

Na łamach “Dziwów niewidzialnego świata” Mather dawał wyraz swojemu żarliwemu poparciu dla idei polowań na czarownice. Wyróżniał liczne przesłanki, które jego zdaniem uzasadniały rozpoczęcie procesów i przesłuchań. Twierdził, że znalezienie dwóch świadków, zeznających, że widzieli, jak oskarżony zawiera pakt z diabłem, może być wystarczającym przyczynkiem, aby uznać nieszczęśnika winnym. Wierzył, że czarownice często posługują się przy maleficiach zwierzęcymi pomocnikami – które, jak podaje Thurston “w rzeczywistości było demonem wyznaczonym przez Szatana, aby dodawać jej [czarownicy] otuchy i pomagać”. Podobnych tez, które zdaniem wielu były absurdalne już w momencie ich głoszenia przez Mathera, na łamach “Dziwów niewidzialnego świata” znajdziemy znacznie więcej. Skala niedorzeczności, jakie przeczytać można na łamach wspomnianego dzieła, nie licuje z jakością i wartością dzieł, jakie Mather pozostawił po sobie w innych dziedzinach.

XIII. Reginald Scot – “Ujawnienie istoty czarownictwa” [Discoverie of Witchcraft]

Praca ujrzała światło dzienne w 1584 roku, a jej autor przekonywał w niej, że czarownice i demony nie istnieją, zaś ofiarami procesów o rzekome czary najczęściej padały niegroźne, starsze kobiety. Wskazywał, że wiele ofiar, które płonęły na stosach, było tak naprawdę ofiarami pomówień powodowanych ciemnotą, zawiścią, bądź spiskowaniem i niewiedzą. Zdaniem Scota, śmierć ponosiły też osoby chore psychicznie i niezrównoważone, a za prawdziwe czarownice uznawał jedynie osoby, próbujące szkodzić innym ludziom posługując się szkodliwymi ziołami bądź truciznami. Jednak i tutaj wskazywał, że szkodliwość czynów nie miała oparcia w czarnej magii, a w wykorzystaniu naturalnie występujących substancji w celu zaszkodzenia bliźniemu,.
Jak można się domyślić – Scotowi było nie po drodze z ówcześnie panującymi poglądami na temat czarownictwa i szybko popadł w niełaskę króla Jauba I, który skrytykował je we wspomnianym wcześniej traktacie “Daemonologie” i nakazał spalenie wszystkich jego kopii.

Praca Reginalda Scota cieszyła się jednak sporą popularnością. Doczekała się wznowień i tłumaczeń na obce języki, a na tezy w niej zawarte powoływali się lata później kolejni krytycy polowań na czarownice. Zdaniem Dominica Alexandra, autora pracy “Czarownice, wróżbicie, szamani. Podróż przez świat mitów i magii”, “Ujawnienie istoty czarownictwa” mogło mieć istotny wpływ na skalę prześladowań czarownic w Anglii oraz fakt, że na wyspach proceder ten funkcjonował na dużo mniejszą skalę, aniżeli na kontynencie.

Słowem podsumowania

Wymienione powyżej traktaty, eseje oraz innego rodzaju publikacje stanowią zaledwie pewien wybór dzieł, które w ten bądź inny sposób wpłynęły na rozwój bądź zahamowanie polowań na czarownice. O tym, jak procesy o czary przebiegały, jaka była ich geneza, co leżało u ich podstaw i jak doszło do tego, że stopniowo zaczęto od nich odchodzić, najlepiej przeczytać w licznych dostępnych dzisiaj opracowaniach. Jedno z nich, “Polowania na czarownice” Roberta Thurstona, stanowiło bezpośrednią inspirację do napisania przeze mnie niniejszego tekstu i poświęcenia choćby kilku słów na temat publikacji, które wzmiankował i cytował w swojej pracy amerykański historyk.

Z treścią zdecydowanej większości z tych traktatów można się dzisiaj zapoznać i często nie wymaga to wcale sięgania do głębokich zbiorów miejskich bibliotek i legitymowania się pozwoleniami właściwymi naukowcom i badaczom tematu. Najbardziej znane publikacje, takie jak choćby “Młot na czarownice” trafiały na półki księgarni i można je dziś nabyć, w polskich tłumaczeniach i wydaniach wzbogaconych o historyczny komentarz (szczególnie warto sprawdzać w tym wypadku ofertę Wydawnictwa Grafika). Prace innych autorów, by wspomnieć chociażby Joanna Weyera, doczekały się pięknych, ilustrowanych wydań, będących łakomym kąskiem dla niejednego bibliofila, szukającego w książkach nie tylko zajmującej treści, ale i fizycznego piękna- tu wyróżnić można chociażby amerykańskie wydawnictwo Abracax House.

Chcąc natomiast na własne oczy zobaczyć egzemplarze wspomnianych dzieł pochodzące z epoki, a jednocześnie nie wydawać kroci na poszukiwania i próby wzbogacenia o nie swojego prywatnego księgozbioru, warto śledzić wydarzenia książkowe i czytelnicze organizowane przez krajowe biblioteki. Na łamach Bibliotekarza Kujawsko-Pomorskiego Joanna Matyasik w artykule poświęconym “Młotowi na czarownice” wskazuje, że w dawnej Rzeczypospolitej nie interesowano się literaturą demonologiczną, stąd też w naszym kraju stosunkowo mało jest publikacji oraz zachowanych egzemplarzy dzieł z zakresu tej tematyki. Na łamach artykułu czytamy, że “druki o tej tematyce należą do rzadkości, a zwłaszcza inkunabuły, gdy do braku popytu na rynku polskim, dodamy jeszcze obiektywne składniki, jak niski nakład i upływ czasu, który zdziesiątkował pierwsze wytwory sztuki typograficznej”. Tym niemniej, polskie książnice i biblioteki będące w posiadaniu podobnych perełek niekiedy udostępniają je szerszemu gronu zainteresowanych – zwłaszcza przy szczególnych okazjach. Nawet jeśli oznacza to przyjrzenie się egzemplarzowi zaledwie przez szklaną gablotę, to myślę, że i tak warto.

Książki i opracowania, które w sposób szczególny pomogły mi w napisaniu tego artykułu i które polecam osobom zainteresowanym tematem:

Thurston Robert, Polowania na czarownice, Wydanie I, 2008, ISBN 978-83-0603-176-8.
Alexander Dominic, Czarownice, wróżbici, szamani. Podróż przez świat mitów i magii, Wydanie I, Warszawa 2008, ISBN 978-83-247-0556-6.
Cawthorne Nigel, Wiedźmy i czarownice – Historia prześladowań, Wydanie I, 2003, ISBN 978-83-111-04-334.
Bibliotekarz Kujawsko-Pomorski nr 1 (44) 2015, Joanna Matyasik – “Cymelia książnicy bydgoskiej: Malleus Maleficarum – Podręcznik łowców czarownic”.
Robbins Rossell Hope, Encyklopedia czarów i demonologii, Wydanie I, 1998, ISBN 978-83-110-85-299.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...