Każdy gatunek, czy to filmowy, czy literacki, ma swoje klasyczne dzieła. Utwory, które go zmieniły i pchnęły na nowe tory. Nie inaczej jest z filmową grozą. “Koszmar z Ulicy Wiązów” w reżyserii Wesa Cravena to jeden z takich niekwestionowanych klasyków. I chociaż od premiery minęło już prawie ćwierć wieku, Freddy Krueger straszy tak samo, jak przed laty.
Nastoletnia Tina Gray jest nękana przez koszmary, w których ściga ją psychopatyczny morderca o zmasakrowanej twarzy, z ręką uzbrojoną w stalowe ostrza zamiast palców. Pewnego wieczora Tina zaprasza do siebie swojego chłopaka Roda i dwoje przyjaciół – Nancy i Glena. Tej nocy ginie podczas snu, zamordowana przez niewidzialnego mordercę. Podejrzenia spadają jednak na Roda, który był z Tiną w pokoju, gdy poniosła śmierć. Wkrótce psychopatyczny morderca zaczyna śnić się przyjaciołom denatki. Nancy szybko zdaje sobie sprawę, że to właśnie on zabił jej przyjaciółkę i tylko ona może pokrzyżować jego plany. Tymczasem okazuje się, że morderca z koszmarów to Freddy Krueger – ten sam, który przed laty zamordował kilkanaścioro dzieci z miasteczka, po czym sam został zlinczowany. Rozpoczyna się walka o przeżycie, w której granice między snem, a jawą ulegają zatarciu.
“Koszmar z Ulicy Wiązów” to produkcja kultowa – jeden z tych horrorów, które każdy z nas z przerażeniem oglądał będąc małym dzieckiem i po których bał się zasypiać przy zgaszonym świetle. Freddy Krueger zaś, fanatyczny morderca pojawiający się w snach swoich ofiar, na przestrzeni lat wyrósł na legendę kina grozy. Nie sposób natknąć się wśród sympatyków horroru na kogoś, kto nigdy o nim nie słyszał. I trudno się temu dziwić, gdyż Krueger jest postacią niezwykle oryginalną i specyficzną, a przede wszystkim zaś – przerażającą. Odrażający wygląd – spalone ciało, brudny paskowany sweter, czarny kapelusz oraz słynne stalowe ostrza zamiast palców u ręki, a także okrucieństwo i nieokiełznana żądza mordu, niepowstrzymana nawet przez śmierć, składają się na tak przerażający wizerunek Freddy’ego.
Obraz należy do gatunku slasherów, jednak w wypadku “Koszmaru z Ulicy Wiązów” morderca nie jest człowiekiem z krwi i kości, ale demonem, pojawiającym się wyłącznie w snach ofiar. Chciałoby się powiedzieć, że to slasher inny niż wszystkie. Rzeczywiście, pierwszy film z serii horrorów o Freddym Kruegerze trudno jest jednoznacznie zaszufladkować w konkretnym gatunku czy konwencji. Opowiedziana tu historia intryguje, a film posiada pewną magię, która nie pozwala widzowi choćby na chwilę odejść od ekranu. Mimo, że fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się dość standardowa jak na slasher, to jednak wiele czynników, z paranormalną naturą Freddy’ego na czele, składa się na specyfikę i niepowtarzalność opisywanego obrazu.
“Koszmar z Ulicy Wiązów” nie byłby jednak tak doskonały, gdyby mógł się poszczycić jedynie oryginalną postacią mordercy i wciągającą fabułą. Także wszystkie inne elementy składowe filmu stoją na bardzo wysokim poziomie. Nie można mieć żadnych zastrzeżeń do aktorstwa – odtwórcy poszczególnych ról stanęli bowiem na wysokości zadania i zagrali swoich bohaterów w sposób niezwykle naturalny i przekonujący. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj Heather Langenkamp, wcielająca się w główną bohaterkę. W “Koszmarze z Ulicy Wiązów” pokazała aktorski talent w pełnej okazałości – nic zatem dziwnego, że obraz Wesa Cravena stał się dla niej furtką do filmowej kariery. Warto także zauważyć, że wśród odtwórców ról nastolatków pojawia się słynny Johnny Depp, mający wówczas nieco ponad dwadzieścia lat. Najmniej pracy miał zaś, paradoksalnie, Robert Englund, a więc filmowy Freddy Krueger. W całym filmie wypowiada on zaledwie kilka słów, a jego rola ogranicza się w zasadzie do uganiania się za ofiarami – nie przeszkodziło to jednak w wykreowaniu jednego z najbardziej przerażających bohaterów w historii kina grozy.
Wielki podziw wzbudziła we mnie muzyka, będąca dziełem Charlesa Bernsteina. Bez niej film wiele by stracił. Charakterystyczne brzmienie, pełne niepokoju proste melodie, a przede wszystkim – idealny dobór do scen sprawiają, że muzyka w “Koszmarze z Ulicy Wiązów” to jeden z najważniejszych czynników budujących klimat podczas oglądania.
O “Koszmarze” można by pisać wiele. To niesamowita, wciągająca i przerażająca produkcja, z którą powinien zapoznać się każdy miłośnik kina grozy. Niekwestionowany klasyk gatunku, mogący pochwalić się prawdopodobnie najbarwniejszą i najbardziej przerażającą kreacją mordercy-psychopaty w historii filmowych slasherów. Warto zwrócić na niego uwagę tym bardziej, że kilka tygodni temu miała miejsce jego polska premiera DVD i w atrakcyjnej cenie można zakupić cały pakiet filmów z Freddym w roli głównej. Tak czy inaczej, kto jeszcze “Koszmaru z Ulicy Wiązów” nie widział, powinien jak najprędzej nadrobić zaległości.
Ocena: 9/10
Tytuł: Koszmar z Ulicy Wiązów
Tytuł oryginału: A Nightmare on Elm Street
Kraj: USA
Data premiery: 1984
Czas projekcji: 91 minut
Reżyseria: Wes Craven
Scenariusz: Wes Craven
Obsada: Ronee Blakley, Heather Langenkamp, Amanda Wyss, Robert Englund, Jsu Garcia
Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 15 listopada 2009 roku.