Pechowa trzynastka – recenzja filmu „Trzynaście duchów”

sie 25, 2025 | Sala kinowa

Od czasu do czasu niemal każdy miłośnik kina natyka się na filmy, które bez wyrzutów sumienia określiłby mianem słabych, a które z rozmaitych przyczyn na długo zapadają w pamięć. Tak właśnie jest w przypadku debiutanckiego obrazu Steve’a Becka. „Trzynaście duchów” to przede wszystkim naiwny scenariusz i fatalna gra aktorów, ale z drugiej strony – prawdziwa uczta dla oczu.

Arthur Kritcos wiódł spokojne i szczęśliwe życie, wychowując dwójkę dzieci u boku kochającej żony. Do czasu. Po tym, jak jego małżonka zginęła w pożarze, który na dodatek strawił cały dobytek rodziny, Kritcosowie przez długi czas ledwie wiązali koniec z końcem. Niespodziewanie jednak wdowiec odziedziczył niezwykły dom, który pozostawił mu w spadku ekscentryczny wuj Cyrus. Nie mając lepszych perspektyw, Arthur wraz z dziećmi decyduje się na przeprowadzkę do nowej posiadłości. Na miejscu okazuje się, że budynek został wzniesiony wyłącznie ze szkła i stali. Po początkowym zachwycie, nowi domownicy prędko poznają prawdę o miejscu, w którym zamieszkali. Cała posiadłość to w rzeczywistości ogromny mechanizm, napędzany energią dwunastu duchów, zniewolonych przed laty przez Cyrusa. Kiedy Arthur wraz z dziećmi zostaje w niej uwięziony, duchy potępieńców opuszczają swoje kryjówki i rozpoczynają polowanie na śmiertelników.

Fabuła na pierwszy rzut oka może wydać się interesująca, lecz to tylko pozory. Potencjał, jaki skrywała, „Trzynastu duchów”, został skutecznie zmarnowany przez scenarzystów. W filmie momentami wieje nudą, a kolejne sceny i wydarzenia są łatwe do przewidzenia, niczym nie zaskakując widza. Także zakończenie jest zupełnie typowe, wręcz szablonowe, choć nie trzeba było wiele inwencji, by wymyślić coś bardziej oryginalnego. Tych, którzy spodziewaliby się po „Trzynastu duchach” porywającej fabuły, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, z pewnością spotkał srogi zawód.

Fatalnie w filmie Becka prezentują się aktorzy. Wyłączając Embeth Davidtz, do której trudno mieć większe zastrzeżenia, a której i tak trafiła się rola drugoplanowa, poszczególni członkowie obsady wypadają nader sztucznie. Przodują na tym polu JR Bourne i Matthew Lillard, ale nawet Tony Shalhoub, powszechnie znany z tytułowej roli w serialu „Detektyw Monk”, wypada tu znacznie poniżej oczekiwań. Podobnie jest w przypadku F. Murray’a Abrahama, a więc odtwórcy głównego złego. Cyrus w jego aranżacji jest bardziej karykaturalny, niż przerażający.

„Trzynaście duchów” posiada jednak pewne atuty, dzięki którym widz jest w stanie przebrnąć przez dziewięćdziesiąt minut projekcji bez większego bólu. Pierwszy z nich to tytułowe duchy. Specjaliści od charakteryzacji spisali się doskonale. Zjawy, które oglądamy w filmie, prezentują się potwornie, a każda kolejna sprawia wrażenie bardziej przerażającej od poprzedniej. Szczególne wrażenie robią Zła księżniczka (w tej roli Shawna Loyer) oraz Groźna matka wraz z Wielkim dzieckiem (zagrani przez Laurie Soper i C. Ernsta Gartha) – a to tylko trzy spośród tuzina upiorów, które poznajemy w trakcie seansu.

Inną mocną stroną „Trzynastu duchów” jest scenografia. Twórcy dołożyli wszelkich starań, by odziedziczony przez Kritcosów dom wydał się widzowi równie intrygujący, jak bohaterom filmu. Awangardowe, przeszklone wnętrza, jak i znajdujące się tu i ówdzie skomplikowane mechanizmy sprawiają, że to, co widzimy w posiadłości Cyrusa, bardzo kontrastuje z nawiedzonymi domami, które na ogół możemy oglądać w horrorach. Miejsce akcji zdecydowanie jest jednym z tych elementów filmu, których nie sposób uznać za wtórne czy tuzinkowe.

Wysoki poziom wykonania prezentują także efekty specjalne, których nie poskąpiono widzom, szczególnie w końcówce, na kilka minut przed pojawieniem się końcowych napisów. Natomiast jako horror, film Becka sprawdza się co najwyżej średnio. Znalazło się w nim miejsce na kilka bardzo udanych, brutalnych obrazów, wśród których należy wyróżnić krwawą kąpiel Złej księżniczki oraz scenę śmierci jednego z bohaterów, przeciętego na dwie części przez szklane drzwi. W przypadku tej ostatniej, możemy mówić o jednym z najefektowniejszych filmowych zgonów na przestrzeni ostatnich lat.

„Trzynaście duchów” to mimo wszystko słaby film. Faktu tego nie zmienia nawet kilka istotnych zalet, na czele z dobrymi efektami specjalnymi i doskonałą charakteryzacją. W gruncie rzeczy, obraz Becka gwarantuje widzowi zaledwie półtorej godziny niewymagającej i mało wyszukanej rozrywki na poziomie popcorn movie, idealnej jako tło dla zakrapianego piwem spotkania w gronie znajomych. „Trzynaście duchów” można obejrzeć i mieć z tego pewną, minimalną satysfakcję – ale niewielu będzie takich, którzy będą skłonni kiedykolwiek obejrzeć ten film po raz drugi.

Ocena: 4/10

Tytuł: Trzynaście duchów

Tytuł oryginału: Thir13en Ghosts

Kraj: USA, Kanada

Data premiery: 2001-10-23 (świat), 2002-07-05 (Polska)

Czas projekcji: 91 minut

Reżyseria: Steve Beck

Scenariusz: Neal Marshall Stevens, Richard D’Ovidio

Obsada: Tony Shalhoub, Embeth Davidtz, Matthew Lilard, Shannon Elizabeth, Rah Digga

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 23 kwietnia 2012 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Książki towarzyszą mi, odkąd pamiętam. Uwielbiam je nie tylko czytać i analizować, ale także otaczać się ich fizycznym pięknem. Życie bez szelestu przewracanych kartek i zapachu pożółkłych stronic straciłoby wiele ze swojego uroku. Chętnie podzielę się z Wami swoją pasją.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Przemoc po europejsku – recenzja filmu „Blady strach”

Ostatnie lata przyniosły fanom horroru wiele godnych odnotowania filmów, choć większość z nich powstała bądź w Stanach Zjednoczonych, bądź w odległej Azji. Kino grozy na Starym Kontynencie, choć posiada grono silnych reprezentantów, nadal nie ma się tak, jak można by...