Przyjemne skutki potwornego mezaliansu – recenzja filmu “Hotel Transylwania”

wrz 15, 2024 | Sala kinowa

Historii samotnych ojców, trzymających pod kloszem swoje ukochane córki i łypiących groźnym wzrokiem na każdego potencjalnego adoratora ich pociech, powstało już całe mnóstwo, a większość z nich napisało samo życie. W „Hotelu Transylwania”, najnowszej animacji Genddy’ego Tartakovskyego, problem jest jeszcze bardziej złożony. Ów ojciec to słynny hrabia Dracula, jego córka, Maevis, również jest wampirzycą, a zalotnik to… człowiek, czyli przedstawiciel podłego gatunku, z którego rąk krwiopijcy przez całe wieki cierpieli okropne prześladowania.

Sytuacja, w jakiej znajdzie się Dracula, jest nie do pozazdroszczenia. Po tym, jak na przestrzeni dziejów ludzka tłuszcza zwykła ganiać jego pobratymców ze święconą wodą, czosnkiem i osikowymi kołkami, udało mu się wznieść oddalony od jakiejkolwiek cywilizacji przybytek, będący bezpieczną ostoją dla każdego potwora, który zechce poszukać w nim schronienia. Tak się natomiast składa, że już wkrótce Maevis ma ukończyć 118 lat, co zgodnie z wampirzymi zwyczajami oznacza dla niej pełnoletność. Z tej okazji przedsiębiorczy ojciec zamierza wyprawić huczne przyjęcie, na które zaproszenie dostają wszyscy jego potworni znajomi. Pojawienie się w progu hotelu nieoczekiwanego gościa – ludzkiego nastolatka – zakłóci przygotowania, ale nie odwiedzie Draculi od zamiaru zorganizowania imprezy.

Próby ucharakteryzowania przybysza w taki sposób, by goście nie przekonali się o jego człowieczeństwie, czy też zmagania z domagającą się niezależności i wolności decydowania o sobie Maevis, to nic w porównaniu z szokiem, jakiego dozna wampirzy gospodarz, gdy uświadomi sobie zażyłość, jaka narodziła się między krwiopijczynią, a jej nowym przyjacielem. Perypetie bohaterów „Hotelu Transylwania” pełne są humoru, który powinien spodobać się zarówno młodszym, jak i starszym widzom. Bywa, że dowcip przybiera tu prawdziwie wisielcze zabarwienie, choć nie brakuje równie zabawnych sytuacji absurdalnych. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji ujrzeć zgrai rozentuzjazmowanych bestii rodem z najstraszniejszych horrorów: jak wampiry, zombie, mumie czy Frankenstein, bawiących się świetnie w rytm ostrego techno – to pójście do kina na „Hotel Transylwania” może być ku temu niepowtarzalną okazją.

Większość filmów animowanych tworzonych z myślą o młodszych odbiorcach kieruje swoje przesłania właśnie do nich. W przypadku „Hotelu Transylwania” rzecz ma się zgoła inaczej. Odpowiedni morał z opowiedzianej tu historii wyciągnąć powinny zarówno małolaty, jak również ich rodzice czy opiekunowie. Nauka adresowana do tych pierwszych wydaje się jasna: należy unikać myślenia kategoriami stereotypowymi i wyrzekać się nie popartych doświadczeniami uprzedzeń, które stanowią zwykle sztuczną przeszkodę we wzajemnych relacjach, dokładnie tak, jak w filmie ma to miejsce pomiędzy ludźmi i potworami. Z kolei rodzice zobaczą, do czego prowadzi nadopiekuńczość i roztaczanie ochronnych kloszy nad pociechami. Przekonają się, że w pewnym momencie potomstwo musi zostać wyrzucone na głęboką wodę i samodzielnie pokierować własnym losem, zgodnie ze swoimi przekonaniami, dążeniami i marzeniami.

Będąc u progu drugiej dekady XXI wieku, trudno wręcz pomyśleć, by animacja w filmie takim jak ten mogła stać na niskim poziomie. I faktycznie, od strony oprawy wizualnej filmowi niewiele można zarzucić. Nie jest to co prawda poziom wyznaczony przez najnowszego „Shreka”, jednak jakość wykonania detali, modeli postaci czy elementów tła, określić można jako przyjemny standard.

„Hotel Transylwania” jest dobrą opcją, jeśli zamierzamy spędzić weekendowe popołudnie w kinie, w towarzystwie pociech bądź młodszego rodzeństwa. Chociaż przedstawiona w filmie historia nie jest w szczególny sposób porywająca i na tle podobnych produkcji wybija się jedynie ciekawym pomysłem leżącym u jej podstaw, to i starsi, i młodsi powinni opuścić kino usatysfakcjonowani. Ważne, choć nienachalnie zaakcentowane przesłanie, duża dawka czarnego humoru, a przede wszystkim – potworna tematyka, czynią ten film wartym obejrzenia dla każdego, niezależnie od wieku

Ocena: 7/10

Tytuł: Hotel Transylwania

Tytuł oryginału: Hotel Transylvania

Kraj: USA

Data premiery: 2012

Czas projekcji: 91 minut

Reżyseria: Genndy Tartakovsky

Scenariusz: Peter Baynham, Robert Smigel

Obsada: Adam Sandler, Andy Samberg, Selena Gomez, Kevin James, Fran Drescher

Tekst archiwalny. Recenzja opublikowana pierwotnie na łamach portalu Bestiariusz 15 stycznia 2013 roku.

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

cRPG wszechczasów – recenzja gry “Baldur’s Gate”

1998 rok był dla miłośników komputerowych gier fabularnych rokiem szczególnym. To właśnie wówczas światło dzienne ujrzały "Wrota Baldura" - kultowa gra gatunku, przez wielu nazywana bez ogródek najlepszą grą cRPG w dziejach elektronicznej rozgrywki. Produkcja, która...

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...