Fantasy inspirowana postaciami aniołów oraz wątkami biblijnymi kojarzy się polskiemu czytelnikowi przede wszystkim z twórczością Mai Lidii Kossakowskiej. W twórczości nieodżałowanej autorki skrzydlaci Boży posłańcy zajmowali szczególne miejsce, a słynna seria “Zastępy anielskie” uchodzi dziś za jedną z najważniejszych w dziejach rodzimej fantastyki. Proponuję przypomnieć dziś “Siewcę Wiatru” – powieść wydaną po raz pierwszy w 2004 roku nakładem wydawnictwa Fabryka Słów, będącej jedną z ważniejszych pozycji w dorobku autorki ogłoszonej niegdyś pierwszą damą polskiej fantastyki.
Książkę rozpoczyna obszerny prolog, którego funkcję pełni tak naprawdę opowiadanie “Beznogi tancerz”, znane sympatykom fantastyki ze zbioru “Obrońcy królestwa”. Jego akcja toczy się kilka tysięcy lat przed właściwymi wydarzeniami powieści i przedstawia historię Daimona Freya, Anioła Zniszczenia, który za kradzież Bogu Złotego Klucza, umożliwiającego otwieranie i zamykanie wymiarów, zostaje skazany na unicestwienie. Choć czynu tego dopuścił się, by ratować Królestwo, nie zostaje ułaskawiony, a wyrok zostaje wykonany. Pan wskrzesza go jednak, czyni swoim Wybrańcem, dowódcą Aniołów Zniszczenia i obdarza go mocą niszczenia światów.
Tysiące lat później w Niebiosach dochodzi do niespotykanej sytuacji. Bóg opuszcza swoich aniołów i Królestwo, pozostawiając ich samym sobie. Osamotnieni i zdezorientowani sytuacją archaniołowie próbują utrzymać ten fakt w tajemnicy przed pomniejszymi mieszkańcami Królestwa, ale w chaos szybko wdziera się w ich dotychczas uporządkowaną i ściśle zhierarchizowaną rzeczywistość. Pod nieobecność Stwórcy rolę Regenta Królestwa przejmuje Gabriel, Anioł Objawień, a w pełnieniu funkcji pomagają mu Michał, Rafał, Rajzel i wspomniany wcześniej Daimon Frey. Sytuacja przybiera wreszcie taki obrót, że aniołowie chcąc nie chcąc, muszą nawiązać współpracę z zamieszkującym Głębię Lucyferem, który sam przecież niegdyś był jednym z nich. Pod nieobecność Pana budzi się bowiem Antykreator, istota będąca całkowitym zaprzeczeniem wszystkiego, co reprezentuje sobą Bóg, ta sama, która ma sprowadzić na świat tytułowego Siewcę Wiatru. Jego przybycie stanowi zwiastun całkowitego unicestwienia Królestwa. Mieszkańcy stają u progu zwiastowanego od wieków, biblijnego Armageddonu. Perspektywa ostatecznej Zagłady nigdy jeszcze nie była tak bliska.
Jedną z najmocniejszych stron powieści Maii Lidii Kossakowskiej są bohaterowie. Wizja aniołów, jaką roztoczyła przed czytelnikami autorka, jest na wskroś oryginalna i biorąca rozbrat z powszechnymi wyobrażeniami na ich temat. Aniołom Kossakowskiej, chociaż pozostają bożymi sługami i posłannikami, nieobce są ludzkie słabości i motywacje. To postaci z krwi i kości, obdarzone wolną wolą, czasami chorobliwie ambitne, potrafiące się zakochać, ale i wbić nóż w plecy pobratymcom. Jakby nie patrzeć, stanowią bożą armię, stąd, jak to w wojsku – miewają iście żołnierskie maniery. Z ich ust płyną przekleństwa, często noszą ekstrawaganckie fryzury, za ubiór niekiedy służą im nabijane ćwiekami skóry, a czas umilają sobie paleniem papierosów. Wizja to ekstrawagancka i oryginalna, ale wcale nietrudno przejść z nią do porządku dziennego.
Tak zwani Głębianie, czyli mieszkańcy Głębi – dla uproszczenia możemy napisać, że w uniwersum Kossakowskiej jest to odpowiednik Piekła – wcale nie różnią się zanadto od aniołów, jeśli chodzi o sposób bycia, czy skłonność do ulegania pokusom i ambicjom. Jest wśród nich oczywiście więcej buntowników, są bardziej źli, pyszni i oddaleni od tego, co moglibyśmy nazywać postawą miłą Bogu. Niemniej, mieszkańcy Głębi nie stanowią, jak można by oczekiwać, całkowitego zaprzeczenia tego, co reprezentują sobą aniołowie. W kreacji bohaterów, czy to pojedynczych, czy zbiorowych, Kossakowska umiejętnie i konsekwentnie unika prostych, czarno-białych podziałów na dobro i zło, szlachetność i deprawację. Na dodatek, autorka tworzy pomiędzy aniołami interesującą sieć wzajemnych powiązań i zależności, konfliktów i sojuszy. Efekt jest taki, że jej bohaterowie są angażujący i czytaniu o tym, co gotuje im los, towarzyszy mnóstwo emocji.
Omawiając “Siewcę Wiatru”, nie sposób pominąć świata przedstawionego. Z licznych wywiadów i konwentowych spotkań autorskich wiemy, że Maja Lidia Kossakowska była pasjonatką aniołów i istot biblijnych. Owa pasja znajduje pełne potwierdzenie w świecie, jaki nakreśliła w swojej powieści. Uniwersum zamieszkane jest przez pełne spektrum stworzeń znanych ze świętych ksiąg chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Obok aniołów i archaniołów spotkamy u Kossakowskiej całą gamę mniej lub bardziej znaczących demonów, archontów, duchów, dżinnów, irfitów czy geniuszy. Autorka stworzyła też szereg istot będących wytworem jej własnej wyobraźni, jak choćby pożeracza – wyjątkowo nieprzyjemne monstrum, świetnie nadające się w charakterze pułapki, wysyłanej w przesyłce dla kogoś, kogo chciałoby się pozbyć. Bywa, że ogromne wrażenie robią detale, które mogłyby się wydawać drobiazgami, a jednak przy odpowiednim natężeniu dowodzą pieczołowitości, z jaką Kossakowska tworzyła swoje uniwersum – by wspomnieć chociażby imponujący opis monstrualnych machin, które wprawiają w ruch cały wszechświat. Dochodzą do tego pojedyncze, wydawałoby się mało znaczące, a jednak poruszające sceny, jak ta, w której strażnik niebiańskich ogrodów, Tubiel, przeżywa osobisty dramat, bo aby ratować wielki świat, musi zgodzić się na zniszczenie tego małego, pięknego, który otaczał go od lat i któremu musiał poświęcić całe swoje życie.
Punktem kulminacyjnym “Siewcy Wiatru” jest wspomniany już Armageddon, wielkie starcie, toczone u kresu dziejów. Bitwa, którą śledzimy w powieści Mai Lidii Kossakowskiej, prezentuje się epicko. Pełna zwrotów akcji, emocjonujących pojedynków i scen, których doniosłość i rozmach przybierają iście apokaliptyczne rozmiary. Atakujące merkawy, ogniste miecze, sklepienie pękające nad głowami wojowników, potężna magia ścierająca z powierzchni ziemi całe zastępy przeciwników, ścielący się tysiącami trup, szarże kawalerii Cienia, czy przerażające Chajoty, stanowiące połączenie żywych, przypominających monstrualne owady istot z maszynami bojowymi – wszystko to robi ogromne wrażenie, zwłaszcza, że Kossakowska nadaje bitwie odpowiednią dynamikę i umiejętnie przeskakuje z opisów starcia z perspektywy całych armii, do zmagań jednostek, od których finalnie zależeć będzie jego przebieg. A stawka tej bitwy jest przecież przeogromna – czego najlepszą świadomość ma jeden z aniołów, Samael w dialogu z Kamaelem:
“Antykreator nie przyniesie po prostu śmierci. Przyniesie brak życia, brak woli, brak sensu, brak jednostki. Nie umie nic stworzyć. Zrobi z tego wszechświata pomyje, gruzy i chaos. Zabraknie żywych istot, stworzeń obdarzonych rozumem i wolą. Zostaną nieudolnie wygenerowani niewolnicy Cienia”
“Siewcę Wiatru” można i należy zarekomendować każdemu miłośnikowi literatury fantastycznej. Jeśli są wśród czytelników osoby, które nie miały do tej pory zapoznać się z tą powieścią, warto, aby prędzej czy później nadrobili zaległości. Sympatycy fantastyki, którzy w sferze swoich zainteresowań mają temat apokaliptyczne i biblijne, powinni sięgnąć po nią czym prędzej, bo w tej kategorii proza Kossakowskiej jest na rodzimym poletku niemal bezkonkurencyjna, a seria “Zastępy anielskie”, do której owa “Siewca Wiatru” się zalicza, to w opinii wielu twardy kanon polskiej fantastyki.