Umiesz liczyć, licz na siebie – recenzja filmu “Życzenie śmierci”

paź 7, 2024 | Sala kinowa

Mogłoby się wydawać, że “Życzenie śmierci” Michaela Winnera, które ukazało się w amerykańskich kinach w 1974 roku, dziś jest już przykryte warstewką kurzu, nawet jeśli mało kto kwestionuje wartość tej produkcji. Film z rewelacyjną rolą Charlesa Bronsona swojego czasu wzbudził wiele dyskusji o podłożu etycznym i moralnym, ale miłośnikom kina sensacyjnego spodobał się bardzo, doczekując się licznych kontynuacji.

Po latach stało się to, co nieuniknione – świat ujrzał remake, nakręcony przez Eliego Rotha, którego w ostatnim czasie można było częściej oglądać jako aktora, niż reżysera. Twórca słynnego “Hostelu” podjął się ponownego opowiedzenia historii Paula Kersey’a. Nie tylko ją zreinterpretował, nadając filmowi mniej poważny, charakterystyczny dla swoich produkcji awanturniczy ton, ale i zatrudnił do obsady człowieka, który w roli twardych, męskich postaci sprawdza się jak mało kto.

Ów Kersey wiedzie przyjemne i ułożone życie. Jest cenionym i szanowanym chirurgiem. Ma kochającą żonę i dobrze wychowaną córkę, która lada moment wybierze się na uniwersytet. Pewnego dnia jego życie zostaje jednak zrujnowane, jak domek z kart. Podczas brutalnego napadu na dom Kersey’ów, żona Paula zostaje zamordowana, a córka przypłaca to zdarzenie śpiączką. Życie Kersey’a zmienia się odtąd całkowicie. Widząc nieporadność i opieszałość policjantów, którzy mają za zadanie odnaleźć morderców żony, Paul decyduje się podjąć poszukiwania na własną rękę.

Fabuła “Życzenia śmierci” posiada dwa istotne punkty zwrotne, które wyznaczają etapy w rozwoju bohatera. Pierwszym jest napad na dom i tragedia, jaka spotyka jego oraz jego bliskich. Poczucie niesprawiedliwości, a także niemocy i bezradności wzrasta wraz z brakiem postępów w oficjalnym śledztwie. Drugi ma miejsce, kiedy Paul pewnego wieczoru jest świadkiem napadu rabunkowego na jednej z chicagowskich ulic. Działając pod wpływem impulsu, postanawia nie wzywać policji i nie czekać na jej przyjazd, a zamiast tego samemu wymierzyć sprawiedliwość. Los chce, że całe zdarzenie zostało zarejestrowane przy pomocy telefonu przez jednego z mieszkańców miasta. Filmik wnet obiega sieć, a zakapturzony jegomość szybko staje się nowym bohaterem massmediów. Dziennikarze wszystkich stacji wykłócają się, czy takie działania są w jakikolwiek sposób uprawnione. Tajemniczy egzekutor szybko zjednuje sobie masy zwolenników (a także i naśladowców, co bywa tragiczne w skutkach), ale wielu nie pochwala jego metod. Niezależnie od tego, Paul wie, że tylko od jego determinacji zależy, czy morderców jego żona spotka zasłużona kara.

Oczywiście film trzeba brać z pewnym przymrużeniem oka. Chociaż porusza poważną tematykę, to jego twórca nie przywykł do dzieł zadających odbiorcom wielkie pytania. Podobnie jest w “Życzeniu śmierci”. Eli Roth tworzy pozory moralnych rozterek. Gdzieś w tle przebijają się pytania, czy działania Paula są uzasadnione i czy w sytuacji, kiedy obywatel staje się ofiarą brutalnego przestępstwa i zamiast realnego wsparcia w policji i państwowych instytucjach słyszy frazesy o “nie traceniu nadziei” czy “byciu dobrej myśli”, samowolka głównego bohatera jest uzasadniona. Dialogi dziennikarzy, podział społeczeństwa na zwolenników i przeciwników Paula to jednak gra scenarzysty na alibi; motto płynące z filmu jest wyjątkowo klarowne i czytelne – jeśli obywatel sam sobie nie pomoże, nie pomogą mu też żadne państwowe instytucje. Jeśli chcesz skutecznie bronić swojego dobytku, uczyń ze swojego domu twierdzę, ale nie licz na policję, bo jej funkcjonariusze albo nie wykażą odpowiedniej inicjatywy, albo i tak utoną w gąszczu biurokratycznych procedur.

Jednym z atutów “Życzenia śmierci” i czynnikiem, który dla części widzów będzie decydujący o tym, czy film obejrzą, czy też zdecydują go sobie odpuścić, jest odtwórca głównej roli. Zaradny mężczyzna, biorący sprawy w swoje ręce, od ósmej do szesnastej ratujący w szpitalu ludzkie życie, a po pracy odbierający je tym, którzy nie zasługują na dalsze bytowanie w społeczeństwie? Bruce Willis wydawał się wręcz stworzony do tej roli. I rzeczywiście, jeśli chodzi o aktorstwo, to jest w “Życzeniu śmierci” wybijającym się punktem. Willis zresztą bardzo dobrze rozumie wydźwięk filmu Rotha, doskonale odnajduje się w filmie, który nie koresponduje atmosferą z oryginałem sprzed lat, lecz głębsze rozterki i dylematy zostawia w cieniu za przyjemną, prostą i czarno-białą historią, w której po jednej stronie mamy dobrych, po drugiej złych, i prawie nikogo pośrodku. Widać gołym okiem, że Willis odgrywając Kersey’a bawi się świetnie, a widz, jeśli tylko zaakceptuje tę konwencję, na pewno podzieli tę radość. Pozostali aktorzy stanowią dla Willisa jedynie tło, choć można wyróżnić Deana Norrisa, znanego chociażby z roli Hanka Schradera w “Breaking Bad”. Tu ponownie wciela się w glinę, jednak dużo mniej błyskotliwego, niż miało to miejsce w kultowym serialu.

“Życzenie śmierci” sprawdza się w charakterze lekkiego i przyjemnego kina sensacyjnego. Widz oczekujący dwóch godzin niezobowiązującej rozrywki, delikatnie tylko podszytej poważną tematyką i istotnymi dylematami na pewno się nim nie rozczaruje. Co innego miłośnicy filmowych niejednoznacznych postaci i scenariuszowych niedopowiedzeń. Obraz Eliego Rotha dostarczy sporo frajdy, ale w przeciwieństwie do pierwowzoru sprzed lat, nie zagrzeje miejsca w pamięci oglądającego.

Ocena: 5/10

Tytuł: Życzenie śmierci

Tytuł oryginału: Death Wish

Kraj: USA

Data premiery: 2018

Czas projekcji: 108 minut

Reżyseria: Eli Roth

Scenariusz: Joe Carnahan

Obsada: Bruce Willis, Vincent D’Onofrio, Elisabeth Shue, Beau Knapp

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...