Kiedy przed trzema laty na ekranach kin pojawiła się głośno zapowiadana ekranizacja pierwszej części “Opowieści z Narnii”, wróżono jej wielki finansowy sukces. Tak też się stało. Film Adamsona przyciągnął przed srebrny ekran miliony widzów, z których zapewne niedużą część stanowili fani książkowego cyklu. Film spotkał się z pozytywnym przyjęciem, toteż powstanie kontynuacji było tylko kwestią czasu. Adamson trzyma dobrą formę – jego najnowsze dzieło jest równie dobre, jak część pierwsza.
Od przygód Łucji, Zuzanny, Edmunda i Piotra Pevensie w Narnii minął już rok. Zgodnie z obietnicą Aslana, dzieci powracają tam, jednak w czasie ich nieobecności w Narnii minęło ponad 1000 lat i wiele się zmieniło. Magiczne stworzenia i mówiące zwierzęta stały się jedynie legendą, a rządy sprawuje okrutny uzurpator, Król Miraz. Narnijczycy kryją się przed jego bezwzględnymi wojskami. Prawowity król – tytułowy Książę Kaspian, siostrzeniec Miraza – zostaje zmuszony do ucieczki. Rodzeństwo musi pomóc mu w pokonaniu tyrana i zdobyciu tronu.
“Książę Kaspian” to jeden z najlepszych filmów, jakie trafiły do kin w ostatnim czasie. Trudno uniknąć porównań względem ekranizacji pierwszej części “Opowieści z Narnii”. “Książę Kaspian” wypada znacznie lepiej, aniżeli “Lew, Czarownica i Stara Szafa”, jednak tak naprawdę są to dwa zupełnie różne filmy. Fakt, że oba tomy powieści wyszły spod pióra tego samego autora i były utrzymane w podobnym, cukierkowo-baśniowym nastroju, zdaje się nie mieć tutaj nic do rzeczy. Andrew Adamson zrobił bowiem krok do przodu i baśń dla najmłodszych, jak de facto można było nazwać część pierwszą, przeobraził w film fantasy z prawdziwego zdarzenia. Podobnie jak w literackim pierwowzorze, po drugim przybyciu do Narnii bohaterowie spostrzegają, że nic już nie jest takie, jak dawniej. Sam Aslan powie później: “Nic nie zdarza się dwa razy tak samo”.
W ten oto sposób zwierzęta, które niegdyś mówiły, nagle oniemiały. Niedźwiedzie, będące swego czasu dobrymi, przyjaznymi istotami, teraz zachowują się jak krwiożercze bestie. W końcu drzewa, niegdyś – jak stwierdziła Łucja – “tańczące”, zastygły w bezruchu. Narnia straciła wiele ze swojej baśniowości. Dużo więcej tu teraz mroczniejszego fantasy, podłych intryg i knowań, czego najlepszym dowodem może być wątek króla Miraza. Nie wszystko układa się zgodnie z myślą bohaterów. Dochodzi nawet do sporów w szeregach sił dobra, po tym, jak Kaspian spółkuje z demonicznymi bestiami, wybierając mniejsze zło i widząc w nich jedyną szansę na ratunek. Czy jest to dobry zabieg? Zdecydowanie tak. Dzięki temu film zyskuje na autentyczności, bohaterowie stają przed poważnie ugruntowanymi problemami, zaś rodzice idący do kina ze swymi pociechami mogą dostrzec, iż “Opowieści z Narnii” to nie tylko zwykła bajka, ale przede wszystkim pełna mniej lub bardziej czytelnych symboli opowieść o losach młodych bohaterów, stających przed rozmaitymi – często ponadczasowymi – problemami.
“Książę Kaspian” może się poszczycić przede wszystkim wspaniałą scenografią oraz efektami specjalnymi. Ekranizacja drugiego tomu “Opowieści z Narnii” to istna uczta dla oka. Oglądając film widzowi przyjdzie zobaczyć nie tylko wspaniale wykonane i animowane fantastyczne istoty, jak minotaury, skrzaty czy inteligentne zwierzęta, ale przede wszystkim przepiękne krajobrazy, tak charakterystyczne dla produkcji tego typu. A wspomnieć trzeba, że wiele spośród zdjęć wykonano w Polsce – za przykład niech posłuży scena, w której Łucja, stojąc nad wodospadem, oznajmia, iż zobaczyła Aslana – tak, to właśnie nasz polski Wąwóz Kamieńczyka!
Tradycyjnie, na wysokim poziomie stoi oprawa muzyczna. Odpowiedzialny za nią Harry Gregson-Williams po raz kolejny spisał się doskonale, komponując ścieżkę dźwiękową na długo zapadającą w pamięć. Rzadko zdarza mi się kupować filmowe sountracki – ale czuję, że “Książę Kaspian” będzie jedną z tych niewielu produkcji, których ścieżkę dźwiękową w ten właśnie sposób uhonoruję. Zaprezentowana tu muzyka zwyczajnie jest tego warta.
Grzechem byłoby zapomnieć o aktorstwie. Niestety, najsłabszym punktem obsady jest odtwórca tytułowej roli – Ben Barnes jako Książę Kaspian wypada raczej mizernie. Zdecydowanie brakuje mu naturalności – jego gra ogranicza się do robienia tępych min i dumnego machania mieczem, brak mu swobody, jaką posiedli pozostali członkowie obsady. Inaczej jest z aktorami wcielającymi się w Łucję, Zuzannę, Edmunda i Piotra – wszyscy oni, a zwłaszcza Georgie Henley w roli Łucji, udowodnili, że powierzone role wcale ich nie przerastają. Trudno byłoby zapomnieć o filmowym czarnym charakterze. Sergio Castellitto gra bez zarzutu, chociaż trzeba przyznać, że wizerunek Króla Miraza może zaskoczyć niejednego widza. Zdawał mi się on zawsze mężczyzną bezwzględnym i okrutnym, ale przy tym dostojnym i eleganckim, zaś Miraz w filmie Adamsona wygląda raczej jak zapijaczony strażnik miejski w królewskich szatach, aniżeli prawdziwy władca Narnii. Wrażenie to ulatuje jednak wraz z chwilą, w której zakłada lśniącą zbroję i dobywa miecza, ukazując cały swój splendor.
Czy zatem najnowszy film Andrewa Adamsona ma jakieś poważniejsze wady? Jeśli szukać ich na siłę, to wskazać można, że scenariusz mało uwagi poświęca czwórce rodzeństwa Pevensie, traktując ich – może poza Łucją, która w opowiedzianej tu historii po raz kolejny odgrywa dość istotną rolę – jako bohatera zbiorowego. Nie widać tu Piotra, Edmunda, czy Zuzanny. Mamy po prostu Synów Adama i Córki Ewy. Nastolatków, którzy stają przed wieloma trudnymi wyborami. Nieszczęśliwie, za jednym razem wykazują się wybiegającą ponad swój wiek roztropnością, innym razem jawią się jako zadufani w sobie bohaterowie, których poczynania mają niewiele wspólnego z elementarną logiką, zupełnie tak, jakby nigdy nie poznali Narnii. Tyczy się to zwłaszcza Piotra, którego postać została w “Księciu Kaspianie” nieco spłycona.
“Książę Kaspian” to kawał wyśmienitego kina fantasy. Fakt, trafiło się kilka drobnych niedociągnięć, ale nie ma tworów doskonałych. Obraz Adamsona posiada wszystko to, co powinna mieć dobra ekranizacja i porządny film fantasy – dobrą grę aktorską, wspaniałą muzykę, zachwycającą scenografię i efekty specjalne, a przede wszystkim cudowny, niepowtarzalny nastrój towarzyszący oglądaniu. Wszystkim, którzy “Księcia Kaspiana” jeszcze nie widzieli – polecam nadrobić zaległości. Najlepiej kierując swe kroki do najbliższego kina.
Ocena: 9/10
Tytuł: Opowieści z Narnii – Książę Kaspian
Tytuł oryginału: The Chronicles of Narnia – Prince Caspian
Kraj: USA, Wielka Brytania
Data premiery: 2008-05-30 (Polska), 2008-05-15 (świat)
Czas projekcji: 147 minut
Reżyseria: Andrew Adamson
Scenariusz: Andrew Adamson, Christopher Markus, Stephen McFeely
Obsada: Ben Barnes, William Moseley, Anna Popplewell, Skandar Keynes, Georgie Henley
Recenzja została pierwotnie opublikowana w 2008 roku na łamach portalu Bestiariusz.