Zręcznościowy hack’n’slash – recenzja gry “Get Medieval”

sty 18, 2025 | Pokój gier

Od premiery “Get Medieval” autorstwa programistów ze studia Monolith Productions, mija właśnie piętnasty rok. Zestarzała się grafika, zestarzała się muzyka, ale tytuł nie utracił nic ze swojej grywalności. Każdy, kto zdecyduje się dać tej grze drugie życie, przekona się, że pokonywanie kolejnych labiryntów, wyrzynanie hord rozmaitych bestii i zbieranie świecidełek nadal daje taką samą frajdę, jak przed laty.

“Get Medieval” nawet w swoich założeniach nie rościł sobie praw do zostania hitem, który mógłby na dłużej zapisać się w pamięci graczy. Stało się jednak inaczej. Chociaż gra nie jest tak sławna jak niektórzy jej rówieśnicy, by przypomnieć tylko “Blood”, pierwsze “GTA” czy “Theme Hospital”, to na forach tematycznych poświęconych starym grom nadal można znaleźć wiernych fanów, wspominających ją z dużym sentymentem.

Wydawałoby się, że w przypadku tak prostego tytułu jak “Get Medieval”, jakiekolwiek głębsze tło fabularne jest zbędne. A jednak twórcy postanowili zadbać i o ten element. Rzecz dzieje się w państwie o dźwięcznej nazwie Arrius, rządzonym przez króla Aarona. Kiedy przed laty królestwo, wskutek najazdów hord barbarzyńców, podupadło gospodarczo, władca zdecydował się porwać młode smoki, które zamieszkiwały okoliczne góry. Planowano wyszkolić je do walki i w przyszłości siać postrach wśród wszelkich wrogów zagrażającym krainie. Jak się okazało, krok ten był równie ambitny, co krótkowzroczny. Szybko rozpoczęły się pierwsze komplikacje: jaszczury okazały się znacznie silniejsze i groźniejsze, niż przypuszczano i trzeba było w porę się ich pozbyć. Wtedy przypomniała o sobie ich matka, Wielki Smok o imieniu Daramil, która pomściła swoje pociechy, atakując zamek Aarona. Podczas gdy gad siał terror wśród mieszkańców Arrius, poszukiwano śmiałków, którzy podjęliby się wyzwania przeniknięcia do siedziby smoka i pokonania go, ażeby przywrócić w krainie ład i bezpieczeństwo. Jak nietrudno się domyślić, gracz wcieli się w szukającego sławy awanturnika, który przyjdzie królestwu z odsieczą.

Na początku gry wybieramy jedną z czterech dostępnych postaci, różniących się między sobą takimi parametrami, jak szybkość poruszania się, siła używanego oręża, oraz częstotliwość zadawanych ataków. Owe trzy atrybuty są kluczowe dla rozgrywki i w zależności od preferowanego stylu gry, dla różnych graczy priorytetowe okażą się różne parametry. Dla przykładu, elfi łucznik posiada oręż o niewielkiej sile, ale jego atutem jest prędkość, z jaką porusza się po planszy i umyka przed hordami atakujących go potworów. Muskularny barbarzyńca dzierżący w rękach ogromny topór jest bardzo ślamazarny, ale cios zadany jego bronią okaże się śmiertelny nawet dla najbardziej wytrzymałych monstrów. Postacie kobiece – paladynka w lśniącej zbroi i mieczem w ręku, czy też czarodziejka ciskająca w potwory magicznymi pociskami – wydają się na ich tle dużo bardziej wyważone. Co ciekawe, wspomniani bohaterowie różnią się od siebie usposobieniem. Elf to żartowniś rzucający co chwilę zabawnymi tekstami w rodzaju “kiss my arrow!”, barbarzyńca przypomina nieco nabuzowanego mięśniomózga, zaś jedna z kobiet to zatwardziała feministka, która nie przepuści żadnej okazji, by dać dowód wyższości płci pięknej nad prymitywnymi samcami.

Sama rozgrywka polega generalnie na przechodzeniu od punktu A, do punktu B, przy jednoczesnym siekaniu potworów, zbieraniu najróżniejszych kosztowności i unikaniu pojawiających się na drodze pułapek. I tak przez czterdzieści poziomów, aż do ostatecznej konfrontacji z Daramilem. Być może brzmi to banalnie, ale z ukończeniem każdej rundy trzeba się trochę napocić, tym bardziej, iż w miarę postępów w grze, rozgrywka staje się coraz bardziej wymagająca. Zwykle, zanim znajdziemy schody prowadzące na niższy poziom podziemi, trzeba zwiedzić wszystkie bądź prawie wszystkie dostępne wcześniej na danym etapie komnaty, a czasem korytarze są tak pokrętne, że można się wśród nich pogubić.

Jako się rzekło, podczas eksplorowania labiryntów będzie trzeba pokonać całe rzesze potworów. Wraz z kolejnymi poziomami jest ich coraz więcej, a od czasu do czasu twórcy raczą graczy zupełnie nowymi, bardziej wymagającymi monstrami. Łącznie jest ich kilkadziesiąt rodzajów, a wymienianie wszystkich z osobna mijałoby się z celem. Dość wspomnieć, że gracz natknie się na takie kreatury, jak gobliny, gnolle, trolle, gargulce czy też wiedźmy i olbrzymy. Wszyscy przeciwnicy różnią się od siebie parametrami. Niektóre poruszają się szybko, inne powoli. Niektóre są bardziej wytrzymałe, na inne wystarczy jedna strzała czy pocisk. Część atakuje tylko w zwarciu, podczas gdy nie brakuje i takich, które dysponują bronią dystansową. Co istotne, nawet jeśli wybijemy biegnące ku naszej postaci monstra, to i tak odradzają się one na nowo. By tego uniknąć, należy zniszczyć siedlisko danego potwora, tak zwaną wylęgarnię – dopiero po jej zlikwidowaniu mamy całkowitą pewność, że dana kreatura nie zakłóci nam już wycieczki po podziemiach. Od czasu do czasu przyjdzie nam także zmierzyć się z bossami. Starcia te często są bardzo trudne i niejednokrotnie trzeba je powtarzać, a tym, co rzuca się przy okazji w oczy, jest sztuczna inteligencja przeciwników, która właściwie nie istnieje. O ile hordy lecącycych na postać goblinów czy wiedźm można jeszcze zrozumieć, o tyle bossowie ślepo biegnący w kierunku naszego bohatera prezentują się, jak na dzisiejsze standardy, raczej żałośnie.

Rzecz jasna, oprócz przeszkód, na naszej drodze pojawiają się od czasu do czasu pewne ułatwienia. Poza całym mnóstwem złota i kosztowności, w rozmaitych skrzyniach i kuferkach znajdziemy mikstury lecznicze, a także premie – dzięki niektórym z nich możemy odstraszać od siebie stwory, dzięki innym wzmocnić obronę lub atak, a za pośrednictwem jeszcze innych – przyspieszyć poruszanie się. Zarazem jednak trafiają się i przykre niespodzianki, w postaci klątw, takich jak na przykład odwrócenie ruchu (powoduje ona, że klawisze kierunkowe działają odwrotnie), czy też złodziei, którzy zabierają naszej postaci kosztowności, jeśli tylko nie zdążymy w porę ich wyeliminować.

Oprawa graficzna “Get Medieval” jest oczywiście mocno niedzisiejsza, ale nie na tyle, by nie dało się grać z przyjemnością. Wprawdzie mało w niej szczegółów i detali, lecz jest przejrzysta, czemu dodatkowo sprzyja widok z góry na planszę i bohaterów. Ponadto, rozgrywkę umila przyjemna dla ucha muzyczka, choć i w jej brzmieniu da się zauważyć znak minionej epoki. Generalnie, oprawa audiowizualna zdążyła się już bardzo mocno zestarzeć, jednak w żaden sposób nie odbija się to na grywalności.

Mówiąc krótko, ktokolwiek nie miał jeszcze okazji spróbować swoich sił w “Get Medieval”, powinien to czym prędzej zrobić. Gra jest prosta, nieskomplikowana, ale przy tym szalenie grywalna. Idealnie sprawdzi się jako odstresowywacz, bądź zabijacz czasu podczas podróży czy nudnego wykładu.

Ocena: 7/10

Tytuł: Get Medieval

Tytuł oryginału: Get Medieval

Producent: Monolith Productions

Wydawca: Monolith Productions, Microids

Data premiery: 1998

Wymagania sprzętowe: Pentium 233MHz, 32 MB RAM

Damian Bartosik

Bloger i autor

Miłośnik kultury i autora bloga, który od ponad 20 lat dzieli się swoją pasją z innymi.

Najnowsze artykuły

Pokoje

Biblioteka

Sala kinowa

Pokój gier

Gabinet

Salon

Lamus

Zapisując się do newslettera akceptuję postanowienia Polityki prywatności

Śledź mnie

Przeczytaj również

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Rozpusta na wielkim ekranie – recenzja filmu “Kaligula”

Była połowa lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy włoski reżyser Tinto Brass, znany dotychczas z tanich filmów erotycznych, stanął przed niepowtarzalną szansą nakręcenia wysokobudżetowej produkcji, przedstawiającej historię jednego z najbardziej...